poniedziałek, 31 maja 2010

Pełnia szczęścia

Wczoraj byl najpiękniejszy dzień odkąd jestem w Norwegii. Slonce jak w Egipcie i prawie zero wiatru. Od 8 rano urzędowalam na tarasie, kawusia, szarlotka... Wczoraj tez pierwszy raz zjedlismy sniadanie na tarasie. Cos pięknego. Dobre jedzonko i piękne widoki. Sloneczko mnie na tyle zachęcilo, że się nawet opalalam. No i dzis wyglądam jak rak. Buzia czerwona, nos jak u alkoholika, dekolt buraczkowy. Skąd moglam wiedzieć, że tak szybko mnie to weźmie? Ale nie żaluję. Opalilam się ladniej niż nad polskim morzem. Górskie sloneczko jest jednak zdradliwe. Lekki wietrzyk, niby nie jest gorąco, a potem ...
I taka cudna pogoda utrzymuje się tu od dluższego czasu, czasem spadnie tylko deszczyk. Ten tydzień też ma być tak cudny. Jestem zachwycona. Co prawda powietrze jest trochę ostrzejsze niż w Polsce, ale mnie to odpowiada. Odkąd tu jestem ani razu się nie przeziębilam. Nawet kataru nie mialam. Ciekawe czy to tylko na mnie tak dziala? Norwegowie często korzystają z tzw. sick. Po prostu jak poczują się gorzej, na tyle, że nie mogą isć do pracy (albo nie chcą, bo dla mnie to takie "kacowe"), dzwonią do szefa i uprzedzają, że nie przyjdą. Takich dni mają do wykorzystania w roku 12. Oprócz normalnego urlopu. I większosć z nich je wykorzystuje. Pracusiami to oni nie są :) Wiedzą za to jak korzystać z czasu wolnego.
ps. upieklam w weekend szarlotkę i zanioslam moim sąsiadom. Wypadalo się odwdzięczyć za ich ciachio. Sąsiadka patrzyla na talerz podejrzliwym wzrokiem, nie wiedziala chyba co to jest. Ciekawe czy wywali do kosza, czy jednak zje?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz