czwartek, 16 grudnia 2010

Biało

A to niespodziewanka. Mialo już nie sypać sniegiem. I bardzo się dzis rano zdziwilam, jak po przebudzeniu wydalalo mi się, że w domu jest za jasno. Za oknem leżal snieżek. A wczoraj wieczorem padal deszcz, wlasciwie to byla ulewa, która zmyla ulice do czysta. Więc mamy calkiem nowiutki snieżek, prawie biale drogi. Do pracy jechalo się fatalnie. Wracalo jeszcze gorzej, bo caly dzien snieg padal jak szalony. Do domu nie podjechalismy samochodem. Porzucilismy pojazd i dalej na piechotę. Nie dalo rady. Lańcuchów nie chcialo się zakladać. Czlowiek to jednak leniwy jest, zwlaszcza jak jest glodny, a po obiedzie jest nie mniej, ale już z przejedzenia.
Na morzu sztorm. A jutro plyniemy do Danii. W sobotę rano dobijemy do brzegu cywilizacji. Jak będziemy we Wroclawiu, to wtedy dopiero będzie pelna cywilizacja.
Dzis w pracy byl "julebord" czyli bożonarodzeniowy stól, tlumacząc doslownie. Taki odpowiednik polskiej Wigilii. No i oczywiscie tradycyjne danie norweskich swiąt na nim królowalo. Ale na szczęscie byly też inne smakolyki.
Zakupy zrobione, prezenty kupione. Szczęscie moje jest nie do opisania.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Świątecznie

Pięknie jest. Do piątku, do poludnia sypal snieg, bylo bosko. Góry wyglądają cudnie kiedy są cale osnieżone. Jednak czar prysl po poludniu. Zaczęlo lać. Do soboty splynęlo wszystko, poza tym co odgarnialam :) Wyszlo na ich. Nie odgarniać, w razie ulewy splynie wszystko. Lód jest na chodnikach i miejscami na drogach. Nie cierpię lodu! No i leży slynny już żwirek Pani Hani, soltysowej Warszawy. Rozsypują go na ulice, chodniki, potem sprzątają, ale częsć przynosimy do domku pod bucikami. Niestety.
Szal swiątecznych zakupów. Sklepy są otwarte też w niedzielę. Od 14 do 19, więc bardziej logicznie niż w Polsce. Naród oszalal. My też. Nawet kupilismy prezent dla autka. Łańcuchy na kola. Inaczej nie ma mowy o wjechaniu pod górę czy zjechaniu z niej kiedy jest snieżek.
Norwegowie przecudnie zdobią domki na swięta, a raczej okna, tarasy, schody, drzewa w ogródkach. Wieczorem jest przepieknię. Wlasciwie przez większosć czasu, bo dzień trwa teraz nie cale 6 godzin. Ale zważywszy na dzisiejszą noc meteorytów, to nawet się cieszę. W Polsce pogody dzis nie ma, ale za to w Norwegii jest przepiękne czyste niebo, jak rzadko i cala masa gwiazd.

środa, 8 grudnia 2010

Odsnieżanie

Sniegu znowu sypnęlo. Znowu jako jedyna odsnieżalam przed domem. Wszyscy mają lopaty do sniegu, nawet przed domami je trzymają. Nie wiem za bardzo o co chodzi. Mają, nawet wyjeli ze schowka, ale nikt nie odsnieża. Jakas manifestacja? Pochwalić się chcą? A może nie bylo przy tym instrukcji jak używać, bo Norweg jak nie dostanie instrukcji, to nie wie, i sam nie wymysli co do czego. Instrukcja tu jest niezbędna. Tu ktos kto pisze instrukcje może zrobić wielką karierę. Więc jesli przy lopacie do sniegu nie bylo instrukcji, to sprawa się robi oczywista. Ale z drugiej strony widzieli mnie kilka razy, mojego męża jak odsnieżamy i nie nauczyli się. Może jednak wolą zajęcia indywidualne? Albo zastanawiają się co Ci dzicy ludzie z Polski wyprawiają. Po co odsnieżać snieg, skoro zaraz i tak albo spadnie nowy, albo ten się stopi. Glupiego robota. Dobrze, że nie zaczelam odsnieżać naszego miejsca parkingowego, bo na mur beton wywieźliby mnie do czubków.
W centrum handlowym mój ulubiony Norweg gra na pianinie i spiewa. Ulubiony, bo gra i spiewa. I usmiecha się do wszystkich, można go poprosić o piosenkę, kolendę, a on zagra i zaspiewa. To jest cudowne. Zawsze trafiam na tego samego, starszego pana. Może inni też grają. Generalnie kolo poludnia w centrum jest glównie mlodzież i emeryci. I ja. Odsnieżarka z dzikiego kraju.

niedziela, 5 grudnia 2010

Zima

Dzis znowu spadl snieg. Pięknie jest. Atmosfera iscie swiąteczna. Wczoraj zrobilismy rundkę po Bergen, choinka w fontannie stoi, ale tak samo biedna jak w zeszlym roku. Wielka, ale lampek na niej tyle co na lekarstwo. Dookola choinki lodowisko.
Centra handlowe pękają w szwach. Czyli podobnie jak w Polsce o tej porze. Nie ma gdzie samochodu postawić. Każdy wychodzi ze sklepu obladowany jak wielblad. Centrum handlowe oczywiscie pięknie i swiątecznie przystrojone.
Skusilismy się na swiąteczne jedzenie. Żeby zjesć ich narodowe dania trzeba mieć zdrowie jak koń. Naprawdę niesamowicie ciężkostrawne. Ale deserki to zdecydowanie mój faworyt. Moglabym jesć i jesć.
Wszyscy nasi sasiedzi i nie tylko nasi :) mają jż pieknie przystrojone domy, glównie okna. Żeby nie wyglądać jak poganie też postanowilismy ozdobić nasze. Mam bombki, muszę poszukać czegos co by jeszcze swiecilo. Zamiast choinki mamy gwiazdę betlejemską. Dobre i to. Pierwszy raz w życiu w domu nie będę miala choinki. Trochę dziwnie się z tym czuję. Ale w sumie 17.12 jedziemy do Polski, a wracamy 5.01. Prawie 3 tygodnie poza Norwegią. Chyba dostanę rozgrzeszenie :)

środa, 1 grudnia 2010

Śniegu brak

Patrzę z zazdroscią na obrazki z Polski, na zasypane miasta i wsie, i aż zazdroszczę. Tu oprócz mrozu i wiatru, żadnego sniegu nie widać. Chyba, że wysoko w górach.
Zasypują nas za to gazetkami swiątecznymi. Tu na wzór swiąteczny przerabiają wszystko. Ciasto swiąteczne, kielbasa swiąteczna, cukierki, piwo, soki, rożne gatunki mięs, slodycze itd. A na opakowaniach do mleka np, są drukowane piosenki swiąteczne. Na Wielkanoc drukowano kryminaly. Może jakies historyjki też będą, ale póki co moge sobie pospiewać z opakowaniem mleka, tylko, ze nut mi nie dali :)
W sobotę w Bergen, z okazji postawienia choinki na srodku fontanny byl koncert, a po jego zakończeniu pokaz fajerwerków. Cos pięknego. W zeszlym roku, kiedy o tej porze zlożylam wizytę kontrolna mojemu mężowi, o tej wlasnie porze, ludzilam się, że to na moją czesć te fajerwerki. A to dla choinki. Nie udalo mi się kolejny raz zalapać na koncert, ale w przyszlym roku nie odpuszczę. Będę stala na mrozie, w tlumie ludzi i sluchala koncertu. Piękna tradycja. Choinka też piękna. Bergen jeszcze malo kolorowe, chociaż ta najbardziej ekskluzywna ulica handlowa jest ugwieżdżona. Centra handlowe już dawno rozpoczęly sezon. Wszędzie zapraszają promocjami, plakatami, na których życzą mi udanych zakupów swiątecznych. Udane to one mam nadzieję będą, ale w Polsce :)

poniedziałek, 22 listopada 2010

Boże Narodzenie po norwesku

Dostalam poważne zażalenie, że dawno nie pisalam, więc przepraszam i poprawiam się :)
O czym dzis? Zbliżają się swięta, więc o JULEBORD.
Zalamalam się kiedy zobaczylam co jedzą Norwegowie w czasie swiąt Bożego Narodzenia, a jeszcze bardziej się zalamalam, jak dowiedzialam się co jedzą jeszcze.
Danie glówne to żeberka, w zaleznosci od regionu ze swinki lub owieczki. U nas z owieczki.
Ostatnio bylismy na takim swiątecznym przyjęciu. Większosć jadla (mieli odwagę, to jedli, ja nie mialam, zresztą to nie na moje zdrowie) żeberka, które są bardzo slone i tluste, na rozgotowanej kapuscie i ziemniakami w mundurkach. Druga grupa zajadala się tymiż samymi żeberkami, ale z kawalkiem boczku, oczywiscie tlustego i kawalkiem kielbasy, nie muszę wspominać, że tlustej. Do tego ziemniaczki w mundurkach. To nie jest za smaczne, sami to mówią i dlatego popija się to ichnią okowitą. Na deser ciapa z ryżu z sosem czerwonym, nie wiadomo z czego, w drugiej wersji cos o konsystencji ubitej smietany z tym samym sosem. Jadlam breję z ryżu. Nie najgorsze, ale ja lubię wszystko co jest slodkie. Niestety dowiedzialam się też, że w niektórych domach praktukuje się jedzenie owczej glowy, ze wszystkim, z oczami wlącznie. Plus jest taki, że nie trzeba się glowić nad kilkunastoma potrawami, tak jak w Polsce.
Bylismy na imprezie w startm browarze, w ktorym jest też muzeum piwa i gdzie się dowiedzialam, że w Norwegii kiedys picie w pracy bylo dozwolone, zwlaszcza jak wykorzystywano zaprzęgi konne do transportu. Koń drogę znal, więc woźnica mógl i byl zalany w trupa. Nawet kilku w tym browarze zmarlo z przepicia.
A co do picia, tu w lokalach alkohol jest podawany tylko do 2 nad ranem, o 3 nad ranem należy lokal opuscić. Niestety państwo policyjne debatuje, czy aby nie skrócić czasu podawania alkoholu, żeby zmniejszyć przestępczosć. Traktują doroslych jak dzieci. Prohibicja w USA nic nie dala, oprócz rowoju czarnego rynku. Ale to naród bez wyobraźni, więc i myslenie bardzo proste.

wtorek, 9 listopada 2010

Święta, święta

W Polsce oburzamy się, że Swięta Bożego Narodzenia zaczynają się w sklepach już po 1 listopada. Narzekamy, że nie czuć atmosfery swiąt kiedy się je zaczyna 2 miesiące wczesniej. Wiesza się na ulicach ozdoby, choinki ustawia na wystawach sklepów, wiesza swiąteczne girlandy itd.
W Norwegii swięta zaczynają się już od początku października. Slodycze swiąteczne, piwo swiąteczne, ozdoby itd. Slowem w sklepach już swiątecznie od miesiaca, a do swiąt jeszcze dużo czasu. I jak tu poczuć w grudniu swiąteczną atmosferę, skoro patrzy sie na to wszystko od 3 miesięcy? Pech chce, że nie mają tu w listopadzie Swięta Zmarlych, więc jak tylko sprzedadzą przybory do szkoly, wstawiają towary swiąteczne.
Na dworze też swiątecznie, bo w sobotę wieczorem spadl znowu snieg. I lezy. A oni tu nie odsnieżają podjazdów. Po prostu spadl to leży, więc czekamy aż się stopi. I jeszcze ten nieszczęsny lód. Nienawidzę lodu.
Widoki są jednak niesamowite. I piękna pogoda, ale troszkę zimno.
I co tu robić w tym kraju? Umieram z nudów! Nuda, nuda, nuda i jeszcze raz nuda!

sobota, 6 listopada 2010

Mało dyplomatycznie

W zeszlym tygodniu mialam assesment. To czego sie dowiedzialam, utwierdzilo mnie tylko w przekonaniu, że jestem doskonalym obserwatorem. Pan, z którym się spotkalam, powiedzial, że Norwegowie nie chcą się uczyć i pracowac. Nie chcą studiować, dlatego tak bardzo potrzeba tu ludzi z innych krajów. Polacy są tu wysoce cenieni, zwlaszcza ze wzgędu na pracowitosć.
Norweg w szkole uczy się jak żyć w grupie, spoleczeństwie, wspólpracować itd. Poziom nauki mizerny. Studiować im się nie chce. Największe braki są na studiach inżynierskich i medycznych. Brak ludzi.
Pracowac tez im się nie chce, bo na rencie dostają takie same pieniądze jak ludzie, którzy pracują. I mają oczywiscie bardzo wysokie mniemanie o sobie. A wszystko co norweskie jest najlepsze, Norwegowie wszystko robia najlepiej, więdzą lepiej.
I tak się zastanawiam, dlaczego taki niedouczony, leniwy Norweg ma o sobie i swoim kraju tak swietne mniemanie, a wyksztalcony i pracowity Polak mysli zazwyczaj źle o sobie, że o Polsce już nie wspomnę. Jedyna nasza wada to brak znajomosci językow. Przez to wiekszosć Polaków pracuje tu fizycznie.
Jak to ropa wplywa na mniemanie o sobie. Ale gdyby nie Amerykanie, którzy pokazali co z nią zrobić, jak wydobywać, gdyby nie inne nacje, które pomagaly budować calą infrastrukturę, nauczyli wszystkiego od A do Z, bo Norweg nie jest pomyslowy i sam by na nic nie wpadl, to pewnie wymienialiby rope jak Indianie zloto na kolorowe paciorki.

niedziela, 24 października 2010

Światowy Dzień Walki z Nadwagą

To i ja na diecie od tygodnia. Ale na detoksie. Czlowiek czuje się fantastycznie. Wlasciwie to moglabym się tak odżywiać non stop. I ile ma się po tym energii.
Norwegowie pewnie na diecie nie są. Nie widać tego na ulicy. A w sklepach niewiele jest zdrowych produktów. Za to niezdrowych cala masa. Tu nawet każde maslo, a wlasciwie cos do smarowania pieczywa jest slone. Nie znalazlam żadnego innego. O prawdziwym masle nie wspomnę, nie widzialam. A szkoda. Przeraża mnie jak oni tu jedzą, a raczej co oni tu jedzą. Ale może to dobra dieta, skoro na wszystkie dolegliwosci pomaga Paracet. Wielu Norwegów ma problemy z cholesterolem, chociaż tu tyle ryb dookola. Ale mięsko lepsze. I to jakie. Żeberka, tluste kotlety, ziemniaki purre, pizza i cala rodzina fast food'ów. Im bardziej przetworzone, tym lepiej.
Jednego mnie nauczyl ten przyjazd do Norwegii. Nie wyciągaj wniosków na podstawie cudzych opinii i kreowanego przez kogos wizerunku. W tym wypadku przez Norwegię i jej mieszkańców. Pomyslalam, że to kraj naprawdę wzorowy, dużo lepszy od naszej Polski. Nic bardziej mylnego. Ani tu zdrowiej, ani czysciej, ani lepiej, przynajmniej dla mnie. Ostatnio często powtarzam, że cudze chwalicie a swego nie znacie, a raczej nie doceniacie.

czwartek, 21 października 2010

Zima

Jeszcze nie zdązylam wspomnieć o tym, że zaczęla się jesień, że listki opadaja, że góry mają cudne kolory, a dzis rano zacząl sypać snieg. I tak sypie do tej pory. Masakra. Dzień krótki, o 7.30 kiedy jadę do pracy, jest ciemno. A dopiero minąl miesiąc jesieni. Mam nadzieję, że roztopi się to szybko. Opony ciągle letnie.
Oby do Norwegii nie zawitala kolejna zima stulecia, wystarczy mi poprzednia. Plus, że nie bylo deszczu, ale snieg leżal kilka miesięcy. A może to dzięki niej bylo tak ladnie w tym roku, malo deszczu, dużo slońca. Jesli tak, to może jednak niech będzie tak zimno jak ostatniej zimy. Podobno pogoda nas w tym roku tu rozpieszczala. Fakt, że dni deszczowych bylo malo. Ale żeby zaraz rozpieszczala?
A Norwegom to oczywiscie nie przeszkadza. Snieg wali a oni wózeczki i z dziećmi na spacerek. Życie toczy się dalej. Jakby nigdy nic.
Ale krajobraz jest cudny. Kocham snieg w górach. Niesamowite widoki.
Oooo, przestalo padać. Może jednak się stopi i będę mogla pojechać do sklepu. W lodówce tylko mrożone powietrze i swiatlo.

środa, 20 października 2010

Wrodzony zespół niedoboru jodu...

... czyli kretynizm. Jestem w tym kraju od 10 miesięcy i myslę, że spora częsć spoleczeństwa na to cierpi.
Kiedy tu jechalam, wydawalo mi się, że będę mogla czegos tu się nauczyć, bo to przecież jeden z najbogatszych krajów na swiecie. Nie wiem dlaczego myslalam, że w związku z tym ludzie są tu też jacy super wyksztalceni. No i się rozczarowalam. Gdyby nie ropa, to pewnie oni do nas przyjeżdżali by na zarobek. Tylko jak? Za co wybudowaliby lotniska i drogi? Dalej rozmnażaliby się w ramach jednej wsi.
Norweg w pracy odpoczywa, takie mam wrażenie. Pije ciągle kawkę, wychodzi na papieroska, je lunch, czyta gazetę, internet, rozmawia z kolegami, a jak już się potwornie nudzi, to popracuje. Ktos mi ostatnio powiedzial, że Norweg do pracy przychodzi, a Polak w pracy pracuje. Dlatego nas tu tak cenią. Ale oczywiscie przy remontach i sprzątaniu, pracy w przedszkolu. Nie zapominajmy o pielęgniarkach, które z uwagi na wysoki poziom nauczania w Polsce moglyby tu z powodzeniem leczyć. Norweski lekarz na studiach ma luz, tylko 1 lek, awaryjnie drugi. Paracet lub Ibux, czyli odpowiedniki paracetamolu i ibupromu.
Jesli pracownikowi norweskiemu nie wytlumaczy się wszystkiego jak krowie na rowie, to nie ruszy palcem, bo nie musi. Tak są rozpuszczeni.
Wydaje im się zapewne, że Polacy to niewyksztalcony naród, bo większosć z tych, którzy tu przyjeżdzają do pracy nie zna języków. Ale kto tu przyjeżdża do pracy zazwyczaj? Ludzie slabo wyksztalceni. Dla nich Norwegia to raj, przede wszystkim ekonomiczny. Tu stać ich na takie życie, o jakim mogliby pomarzyć w Polsce. Stać ich na dom, samochód, wakacje. Taki jest tu standard. Każdego tu na to stać. W Polsce za swoje pensje nie dostaliby nawet mieszkania na kredyt. I na podstawie takich ludzi Norwegowie wyrabiają sobie opinię o Polakach i szufladkują nas jako tępych roboli.
Ja mam przyjemnosć pracować z wyksztalconymi Norwegami i niestety innowacyjnosci, pomyslowosci i wielu innych cech, tak pożądanych przez polskich pracodawców, im brak. Wszystko trzeba pokazać. Klania się wąska specjalizacja.
Jesli ktos jedzie tu z myslą o rozwoju osobistym (ja bylam przekonana, że wlasnie się tu jakos doksztalcę, rozwinę), a nie finansowym (choć jak się w Polsce dobrze zarabia, to nie warto tu jechać) i ma za sobą jakies doswiadczenie zawodowe, to może się gorzko rozczarować. Smiem twierdzić, że poza językiem nie nauczy się zbyt wiele. Chyba, że jak "szanować" pracę :)
Ale czy ktos mi w to uwierzy? Chyba tylko ten, kto tu byl, jest lub będzie i przekona się na wlasne oczy.

sobota, 16 października 2010

Wózek inwalidzki

W Polsce na ulicach widać niewielu ludzi poruszających się na wózkach inwalidzkich. Ulice słabo przystosowane, podjazdy, sklepy to samo. W dużych miastach może nie ma takiego wielkiego problemu, ale w malych miejscowosciach nie jest z tym najlepiej.
W Norwegii inwalidzi, którzy nie moga chodzić, mają wózki elektryczne, a drogi i budynki są przystosowane do poruszania się po nich. I to jest wspaniale.
W Polsce nie dosć, że wózki w większosci są napędzane rękami inwalidy, to jeszcze nie ma przystosowanej infrastruktury do jazdy. Inwalidzi większosć czasu spędzają w domach i są uzależnieni od pomocy innych. Nie wyjadą z domu, bo schody, brak windy, progi itd.
W Norwegii inwalida jest bardziej nieżależny. I nie musi użuwać rąk, żeby napędzać wózek. Może wyjsć na spacer, pojechać do sklepu po zakupy, zalatwić sprawę w urzędzie. Wiele samochodów też jest przystosowanych do przewożenia ludzi na wózkach. Mają zamontowane specjalne podnosniki. Inwalida czuje się tu więc zdecydowanie lepiej niż w Polsce. A napewno godniej, bo nie jest uzależnionych od innych w takim stopniu jak w naszym pięknym kraju nad Wisłą.

piątek, 8 października 2010

Jak kotki

Dzis znowu mi odbilo i po powrocie z pracy przebralam się w dres i poszlam biegać. Forest Gump w Norwegii. Jak ja się kiedys rozpędzę...
Dzis biegalam po bosiku, tam jest bieżnia, tartan, lepiej dla kolan. Jak tu dlużej pomieszkam, to będę jak kozica biegać po skalach.
I cos mi się w czasie tego biegania rzucilo na oczy. W polskich szkolach dzieci na lekcjach wychowania fizycznego przy skoku w dal, skaczą do piaskownicy. A w Norwegii... do żwirku! Jak kotki :) No bo tu piasku nie ma. Przynajmniej nie w tej częsci Norwegii.
Po perturbacjach z norweską slużbą zdrowia stwierdzam, że Norwegia ma więcej minusów niż plusów.
Póki co trzeba znaleźć dom do kupienia. A kupić tu dom nie jest latwo, bo tu najpopularniejszą metoda zakupu nieruchomosci jest przetarg. Masakra. Dla kupującego oczywiscie, sprzedający zaciera ręce. W Polsce też to zaczyna się powoli rodzić, ale proporcja mieszkań sprzedawanych w drodze przetargu jest odwrotnie proporcjonalna do tego takiej sprzedaży w Polsce.

piątek, 1 października 2010

Orkiestra dęta

Kolega z pracy zaprosil mnie na koncert orkiestry dętej, w której gra. Pojechalismy, to pól godziny drogi od nas. We wsi, mniejszej niż nasze miasteczko są 2 orkiestry dęte! I jak wspaniale grają. Ludzie tu potrafią się naprawdę poswięcić swoim pasjom. Ba, mają na to czas. Nikt nie siedzi w pracy od rana do nocy, jak w Polsce, ludzie są bardziej zżyci ze sobą, cos jak u nas za komuny. Tu jest cale morze serdecznosci, otwartosci. Nawet na takim koncercie, mimo, że na wsi, dla rodzin muzyków glownie i dwójki przybyszy z Polski :) dyrygenci opowiadali o każdym utworze, który będą grać i oczywiscie o jego kompozytorze. Jak na prawdziwym koncercie, stroje galowe, wręczanie kwiatów, poczęstunek w przerwie.
Jedno co się rzucilo na oczy, a czego w miescie nie widać, to wady u ludzi. Masa ludzi ma zdeformowane twarze, kończyny. Czyszczenie rasy z wad genetycznych trwa, ale jeszcze pewnie duzo czasu uplynie, zanim dziewczynki będą mialy 2 takie same ręce. To smutny widok. Dobrze, że teraz mają drogi, mosty, tunele i nie muszą się spotykać z córką wujka, bo do sasiedniej wsi nie ma się jak dostać.
Wczoraj byl Dzień chlopaka. Upieklam więc szarlotkę. Oczywiscie glównie dla męża, bo to jego ulubione ciacho, ale zanioslam też kolegom z pracy i ulubionemu sąsiadowi. Kiedy wytlumaczylam im z jakiej to okazji, zapytali dlaczego jest dzień kobiet i chlopaka, a nie mężczyzny. A to takie proste! Przecież mężczyźni dojrzewają tylko do 10 roku życia, a potem to już tylko rosną :)

sobota, 25 września 2010

Strajk włoski

Ja już chyba rozgryzlam ten naród! Oni pewnie kiedys robili strajk wloski i ktos im zapomnial powiedzieć, że już koniec strajkowania. Ten ich system pracy dokladnie przypomina strajk wloski. Wszystko zgodnie z procedurami, zwlaszcza w instytucjach różnego typu.
Ostatnio kolega mi opowiadal, że z dużą gorączką, dreszczami i w fatalnym stanie pojechal w sobotę na pogotowie, w którym my ostatnio spędzilismy 3 godziny, i tam, po bardzo dlugim oczekiwaniu, poinformowano go, że ma najpierw isc do lekarza pierwszego kontaktu. Umrzyj, wykończ się, ale ma być zgodnie z procedurą. Wariatkowo. Polacy narzekają na swoją slużbę zdrowia! Przyjedźcie tu! Nie dosć, że za każdą wizytę do wartosci 1650 NOK się placi, to jeszcze na wszystko przepisują Paracet, czyli Paracetamol, po którym ja się czuję, jakbym cos brala! Czy masz rozwolnienie, czy boli Cię glowa, czy masz gorączkę, czy urwalo Ci nogę - weź Paracet.
Dzień się skraca, slonko późno wstaje. Zima idzie. Brrr
Aha, trawka żólknie i góry mają znowy boskie kolory.

czwartek, 23 września 2010

Por

Wczoraj na zakupach doznalam szoku. Pan kasjer na widok pora zapytal: co to jest? Nie moglam w to uwierzyć. Jak można nie wiedzieć, co to jest por?! Jednak ta ich wąska specjalizacja jest jeszcze wąższa niż sądzilam.
Wczoraj też spędzilam uroczy wieczór na pogotowiu. 3 godziny czekania, aż przyjmie lekarz, mimo, ze wizyta byla umówiona na 20.15. Tak, tu na pogotowie trzeba się umawiać. Każdy czeka w kolejce. Najlepiej więc umówić się wczesniej. Nikomu się tu nie spierzy. No po prostu nikomu. W polskich firmach każdy Norweg bylby zwolniony najwyżej po kilku godzinach pracy. Oni zanim zaczną pracować, to się chyba zastanawiają dlugo jak to zrobic żeby bylo bezpiecznie itd. Gdyby którys polski pracodawca mógł tu przyjechać o poobserwować Norwegów w pracy, to naprawdę dalby swoim pracownikom gigantyczne nagrody.
Odczuwam samotnosć za gadaniem z ludźmi. Jeszcze tak nie bylo, żebym nie miala z kim porozmawiać. Smutne. Jak zacznę gadać sama do siebie, to odwiozę się do wariatkowa. To nawet blisko.

wtorek, 21 września 2010

Jak na wycieczce

Ostatnio zdalam sobie sprawę, że w Norwegii każdego dnia czuję się jak na wycieczce. Wszystko jest tu dla mnie nowe, krajobrazy nie przestają mnie zachwycać każdego dnia. To jest fantastyczne uczucie. Krajobraz zresztą zmienia się tu każdego dnia, góry mają inny kolor, w zależnosci od tego co jest na niebie. Czasem są sloneczne, zielone, czasem granatowe, a czasami tak leje, że wcale ich nie widać, albo wszystko uslane jest mglą. Woda też zmienia swój kolor w zależnosci od tego jak wyglada niebo. W Norwegii można się zakochać wlasnie przez tą różnorodnosć. A mogloby się wydawać, że góry są dosć monotonne.
Z życia Norwegów: tu króluje wąska specjalizacja i coraz częsciej się o tym przekonuję. Jakim nieszczęsciem jest takie ograniczanie czlowieka. I jakim blogoslawieństwem jest umiejętnosć robienia kilku rzeczy naraz, posiadania kilku umiejętnosci, specjalizacji. Norwegowie jednak bardziej skupiają się na tym, dlaczego my nie mówimy po angielsku. Trochę prymitywny naród. Nie zauważają, że my bez znajomosci języka potrafimy zrobić i zalatwić więcej, niż oni z jego znajomoscią. Oni jednak tego nie widzą, albo nie chcą widziec i dlatego traktują nas jak dalekich, biednych krewnych. Smutne.

niedziela, 19 września 2010

Strój do pracy

Ostatnio ubralam się do biura dosć elegancko. I okazalo się, że koleżanki i koledzy z pracy mysleli, że po pracy idę na jakies przjęcie :) No tak, bez leginsów, trampek, czy trepów musialam wyglądać smiesznie na ich tle. A pomysleć, że w Polsce taki strój to norma. Nawet wymóg w pracy. Zwlaszcza jesli pracuje się w biurze. U nas wszystko jest takie sztywne, wszystko potrzebne jest na wczoraj, pracownik na nic nie ma czasu. Wszyscy się ciagle gdzie spieszą. A tu na wszytko jest czas. Na prace, na kawe, na czytanie gazet. Niesamowity spokjoj psychiczny. Dlaczego nie moze byc tak w Polsce. Potrzeba nam takiego niesamowitego spokoju. Chyba dla żadnego Norwega praca nie jest stresem. Nie może być. Jak?
A wracając do stroju, to Polski pracodawca by się zalamal, gdyby zobaczyl pracowników w takim stroju jak zwykli chodzić do pracy Norwegowie. Trepy, dresy, dżinsy i sweter to szczyt elegancji. Naprawdę.
Pogoda się nie porawia, ale jedziemy dzis oglądać piękne wodospady, które pojawiają się tylko jak leje. Jak się okazuje, deszcz ma też swój urok. Hmmm...

czwartek, 16 września 2010

O poczcie i krojeniu chleba

Wysylanie listów z Norwegii do Polski to skomplikowane. Po pierwsze dlatego, że niewtajemniczonym ciężko ją znaleźć, bo jest zazwyczaj w sklepach KIWI - zielone spożywczaki.
A po drugie - o Polakach się mówi, że boimy się przyznać, że nie rozumiemy co się do nas mówi w obcym języku, który ponoć rozumiemy. I tak jest rzeczywiscie z pracownikami, że boją się, ze zostaną zwolnieni z pracy, jak nie zrozumieją co się do nich mówi, więc nie pytają, udają, że rozumieją, co rodzi czasem sporo problemów. Ale jak się przekonalam, Norwegowie sa nie lepsi. Wczoraj chcialam wyslać list polecony do Polski. Kosztuje 160 NOK (80 PLN)! Tlumaczę Pani po angielsku o co mi chodzi, ona wystraszona wola kolegę, ten następnego. W końcu znalazl się odważny! Tlumaczę więc po raz trzeci czego chcę, za mną czeka jeden klient. Pan oczywiscie rozumie (uhmmm), liczy, zastanawia się, grzebie w szufladach, ale naklejkę "R" omija z daleka. Nakleja znaczki itd, a ja nadal nie mam potwierdzenia i "R-ki" na kopercie. Hmmm. Skończyl naklejać i patrzy co ja tu jeszcze robię, może nie wierzę, że on potrafi ladnie przyklejać znaczki. Patrzy na mnie dalej zdziwiony bardzo, więc go pytam, gdzie moje potwierdzenie. On wystraszony mówi, że taki list bedzie droższy. Szybko mi powiedzial! Udawanie szlo mu mistrzowsko, zresztą Norwegwie cale dnie ćwiczą udawanie, że pracują, więc doswiadczenie ma. Jeszcze raz zaczynamy zabawę. Kolejka za mną - 5 osób. Dobrze, że to Norwegowie, Polacy pobiliby mnie i Pana też. W końcu dostaję moją "R-kę"!
I jeszcze jedna niespodzianka. W Norwegii zazwyczaj chleb jest w nie pokrojony. Obok stoiska z pieczywem stoi takie metalowe urządzenie, z zaokrągloną kopulą, czasem otwartą. Nie podobne jest to do niczego, co znamy ze sklepu (przynajmniej ja nie widzialam tego w Polsce). Jesli kopulka jest otwarta, to trzeba otworzyć, wsadzić tam chleb, i zamknąć pokrywę. Chleb wyjdzie dolem, oczywiscie pokrojony. Na maszynie jest taka metalowa dluga "szyna", najlepiej na nią polożyć pokrojony chleb (ostrożnie), naciągnąć worek (jest przy maszynie - pomysleli o wszystkim), zdjąć chleb razem z workiem, worek zakleić tasmą (też jest automat do tego przy maszynie), wsadzić w oryginalne opakowanie chleba i do kasy. Jak kogos to przerasta, to albo wykaże się cierpliwoscią i poobserwuje znawców tematu, albo pokroi sobie w domku.
Ktos zapomnial w niebie kran zakęcić!

wtorek, 14 września 2010

Pora deszczowa znowu powraca

Moje życie w Norwegii kręci się niezmiennie wokól pogody. Po pięknym tygodniu, naprawdę pięknym, nadeszla pora deszczowa. Leje tak, jakby wiatr chcial zamiatać ziemię. Jakby ktos z węża strażackiego gasil pożar.
Przeszkada mi to o tyle, ze bardzo ciężko jeździ się w takich warunkach, zwlaszcza po górskich drogach, a poza tym psuje mi to widok z okna w pracy. Nie zanosi się na to, żeby przestalo padać w tym tygodniu, i w następnym raczej też nie. Ciekawe czy do Bożego Narodzenia przestanie :)
Coraz bardziej przekonuję się, że w pracy jest pelen luz. Dresy, adidasy, i bieganie na boso, czy jak teraz - w skarpetach - to norma. No i morze kawy od rana. Ja ze swoją wodą i nie jedzeniem jaj na lunch wychodzę na dziwadlo. No i jeszcze pracuję chyba "po polsku" czyli za szybko. Dziwi ich moje tempo. Oni, zanim cos zrobią, to zastanawiają się na tym bardzo, bardzo, ale to bardzo dlugo. Nie mój rytm.
Uczę się norweskiego, ale czy się go nauczę? Będzie to trudne w tym regionie, bo róznica między moim norweskim, a tym, którym oni się tu poslugują, ma się tak jak język polski powrzechnie używany do gwary góralskiej. Zdalam sobie sprawę z tego po obejrzeniu odcinka serialu polsatowskiego "Szpilki na giewoncie". Niby cos tam rozumiem, ale niestety z górolem się nie dogadam. Jeszcze dlugo nie.

czwartek, 2 września 2010

Jajka i mleko

To ulubione skladniki sniadania, obiadu i kolacji Norwegów. Ciekawa jestem ile jajek jedzą dziennie? Nam się powtarza, że jajka są niezdrowe, cholesterol itd, a tubylcy wpierniczają je w masakrycznych ilosciach. Co najmniej 2 dziennie palaszują moi koledzy w pracy. Dziwią się, że ja nie jem. Mówię im, że jajka sa niezdrowe, zwlaszcza w takich ilosciach. Oni jednak uważają, że są zdrowe. Mowią, że kiedys owszem, byly niezdrowe, ale teraz to się zmienilo. I ta się zastanawiam, czy to kury zmienily dietę i zaczely znosić zdrowe jajka, które nie podnoszą cholesterolu, czy nasz organizm przystosowal się lepiej do trawienia jajek? A to zagadka.
Generalnie jedzą okropnie niezdrowe rzeczy. Kanapka to maslo, ser topiony bekonowy, na to tluste salami, pasta kawiorowa lub majonez i na to jeszcze obowiązkowo jajko. Norweska kanapka. Fuj! A im się aż oczy swiecą. Popiją to mlekiem, sokiem z kartonu, albo hektolitrami kawy. I znowu się dziwią, że tej kawy nie piję. Ale oni nie wiedzą, że to co piją to nie kawa, ale napój kawopodobny, tak jak kiedys u nas byly wyroby czekoladopodobne. Oni mają generalnie jedzenie jedzeniopodobne. Breje, paćki, zapiekanki pt "przedląd tygodnia". Zero fantazji. Plus dla Polski za wspanialą kuchnię.

wtorek, 31 sierpnia 2010

Norweg w pracy

Obserwuje tubylców w pracy. Ciekawe zjawisko. Po pierwsze zupelnie inna kultura pracy. Milo, sympatycznie. Na stolach wystawione tzw. "pasniki", czyli kosze z owocami, orzeszkami, warzywkami do pochrupania. Zawsze zrobiona kawka w dzbanku, w lodówce soczki, mleczko itd. Biura nowoczesniejsze niż u nas, przynajmniej nowoczesniejsze od tych, w ktorych ja pracowalam. Swiatlo zapala się jak wchodzę do pokoju, po kilku minutach po moim wyjsciu wylącza się. Tzw. jarzeniówka w zaleznosci pod tego jak pociągnę za sznureczek (a ja lubię pociągać na sznureczki :), swieci jasniej, slabiej lub wcale. Krzeslo super-komfortowe. I widok za oknem niesamowity.
Ale i zachowanie tubylców, oprócz tego, że mile i sympatyczne, jest też bardziej... wyzwolone. Oczywiscie chodzą do pracy ubrani jak bezdomni, im więcej kasy tym bardziej kloszardem zalatuje (czyli jestem biedna). A poza tym te ich trepy i gumowe buty, oni chodzą w nich do pracy. A jak się zmęcza, to biegają w samych skarpetkach. Jedza na lunch te swoje okropne pasty i breje ze wszystkiego. No i na kopy jedza jajka, popijając je mlekiem. Jak cielaki.
Nie zmienię zdania na temat ich jedzenia, okropne.

niedziela, 29 sierpnia 2010

Myszki i szczurki

Ktos pomysli, że w takim czystym kraju jak Norwegia nie ma gryzoni. Przecież tu dbają o wszystko, jest prawie sterylnie i tego typu frazesy. Dzis widzialam, jak w centrum miasta, przy smietniku zabawialy się dwa szczury z myszką. Obserwowalam je z samochodu. W smietnikach są dziury od dolu, zapewne zrobione przez gryzonie, a może jakies fabrycznie zrobione, czemus slużą. I myszki i szczurki wskakują sobie do niego, zabierają jedzonko i uciekaj myszko do dziury :)
Niedawno widzialam w gazecie reklamę lapek na szczury i myszy. Ale nie sądzilam, że w bialy dzień zobaczę gryzonie w centrum miasta, niedaleko jest stacja paliw, pizzeria, centrum sportowe, pan sprzedaje warzywa.
W Polsce nie widzialam, albo nie przyglądalam się temu uważnie. Owszem, na wsi, w garażach, szopach, nawet w domu po żniwach są, w miastach pewnie też. Sama jechalam kiedys ze szczurem w windzie. Ale to bylo ze 20 lat temu. Od tamtej pory raczej walczy się ostro z gryzoniami w miescie. Wszędzie stoją klatki na szczury, nawet na zewnątrz marketów. Nie widzialam tego tutaj, ale muszę się przyjrzeć.
Trochę strach otwierać okna...

piątek, 27 sierpnia 2010

Jak utrudnić życie obywatelowi

W czasie ostatniego pobytu w Polsce pod znakiem ciężkiej pracy i biegania po urzędach moglam się znowu przekonać jak trzeba się naganiać po urzędach. Z jednego do drugiego, w jednym to, na drugim końcu miasta cos innego. Urząd skarbowy czynny do 15, ale kasa do 13. To jakas paranoja. Czy nie mogloby być tak, że w jednym urzędzie zalatwiasz wszystko? Żeby zmienić swoje dane, adres, nazwisko, cokolwiek, trzeba pędzić do każdego urzędu z osobna. Komu chce się to robić? Mnie nie.
No i tu znowu Norwegia okazuje się bardziej przyjazna. Idzie się do specjalnego urzędu, zmienia się swoje dane i wszyscy o tym wiedzą. Banki, inne urzędy, pracodawca itd. I to jest cudowne. Żadnego biegania do energetyki, wodociągów, telewizji kablowej, banku, urzędu skarbowego itd. Jeden urząd, tylko jeden urząd. Odpowiednik naszej skarbówki. Caly czas mnie to zadziwia. Jak w jednym kraju można tak zatruwać życie obywatela, dając mu w kosć przy zalatwianiu spraw. Jak można tak urządzić obywatela, który utrzymuje ten urząd, bo placi podatki. Musi się usmiechać do, z reguly, wrednych Pań z urzędów, choć ich pensja to też jego podatki. Polska nas nie szanuje. U nas bycie milym dla drugiego czlowieka jednak ciągle kosztuje.

środa, 25 sierpnia 2010

Znowu o pogodzie...

... bo pogoda nas nie rozpieszcza ostatnimi dniami. Temperatura... 12-14 stopni, deszczyk, wiaterek, a co rusz ulewa i to jaka. Oberwanie chmury. Wspólczuję każdemu kto jest wtedy na dworze. Nawet jak się wydaje, że nie pada, to pada, taki puszek z nieba, trudno to nazwać inaczej.
Na piątek zapowiadają slonko, ale temperatura 15. No cóż. Zimny wychów podobno zdrowszy.
Norwegom oczywiscie to nie przeszkadza. Życie toczy się jakby wcale nie padalo. Zadziwiające. Urządzają maratony, dzieci biegają po dworze, dorosli chodza na spacery, rodzice zabierają swoje niemowlaki na przechadzki, wózki są nakryte ortalionem i w drogę. Rozgrywają mecze, uprawiają sporty, jeżdżą na rowerach. Jakby nie padalo. Podziwiam ich.
Ile trzeba mieć w sobie determinacji, motywacji, żeby nie rezygnować z codziennego trybu z powodu pogody. Może i mnie się odmieni któregos dnia i pójdę biegać jak bedzie deszcz? Cóż, życie jest pelne niespodzianek.
Szkoda, że lato się skończylo :(

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Różne takie

Jesli ktos zamierza robić zakupy w Norwegii, zwlaszcza w jakims markecie, to może go zdziwić, że jesli nie placi kartą, to banknoty podaje kasjerce, ale monety wrzuca do maszyny, która stoi na kasie. I tak samo reszta: kasjerka podaje banknoty, ale monety wyrzuci automat.
Sprzedawcy są tu bardzo mili i pomocni, nie pracują za karę. Ale to wiąże się chyba z jeszcze jedną różnicą między polskimi kasjerami czy sprzątaczkami, a norweskimi. W Polsce to są zawody z niższej pólki, osmieszane, niedoceniane. W Norwegii sprzątaczka czy kasjerka są tak samo ważne jak kierownik sklepu czy prezes sieci marketów. Każdy ma swoją ważną rolę do spelnienia. Rola każdego pracownika jest tak samo ważna. Może dlatego sprzedawcy, kasjerzy czy sprzątaczki są ludźmi milymi, usmiechniętymi, bo szanuje i docenia się ich pracę.
To samo na zdjęciach w gazetach, czy w internecie. Nie ważne czy fotografują ogrodnika czy prezesa, na zdjęciach każdy jest usmiechnięty. W Polsce zazwyczaj mają poważne miny, mające budzić respekt. Okazuje się, że można zarządzać pracownikami będąc na zdjęciach usmiechniętym i mając serdeczny stosunek do pracowników.
No cóż... kolejny plus dla Norwegii.

piątek, 20 sierpnia 2010

Letnie ubrania

Niestety letnia garderoba raczej nie przydaje się w Norwegii. A wlasciwie przydaje się bardzo krótko. Przynajmniej w tym roku. Owszem są ladnie dni, sloneczne, ale nie koniecznie cieple. Napewno nie przydaje się tak często i dlugo jak w Polsce. Szkoda. Ja lubię letnie stroje. Letnie buty. Nie można mieć wszystkiego.
Zastanawiam się nad sensem mycia okien w Norwegii. Znowu. Czy jest sens je myć, zwlaszcza na zewnątrz, skoro prawie codziennie pada? W srodku owszem, ale na zewnątrz? Będę miala mniej pracy. Jakby wiedzieli, że tego nie lubię. Czasami spelniają marzenia :)
Dzień robi się coraz krótszy. Okolo 21.30 zaczyna robić się ciemno. Więc nie muszę jeździć do Polski czy innego kraju, żeby widzieć noc.
W sklepach wyprzedaże. Sprzedają takie kombinezony-dresy. Wygląda to jak spiochy bez stópek zapisane na zasówak z przodu. We wszystkich kolorach i ze wszystkich rodzajów materialow dresowych, oprócz ortalionu (tzn. ortalionowych jeszcze nie widzialam, ale znając Norwegów wszystko jest możliwe). To musi być wygodne. Można w tym wszędzie chodzić, a jak ktos ma fantazję to nawet spać. Ma to nawet kaptur. Dla mnie przebój. Chyba kupię.

czwartek, 19 sierpnia 2010

Lato wraca

Od 2 dni mamy lato. I to jakie. Upaly. W Bergen cala masa turystów. W porcie piękne jachty. I nikt nie nosi kaloszy i kurtek przeciwdeszczowych.
Wczoraj mielismy rocznicę slubu. Spędzilismy fantastyczne popoludnie w Bergen. Pogoda do tego zachęcala.
I dzialo się cos niezwyklego. Zaczęly się dni sponsora - fadderdagene. Studenci pierwszych roczników zostają podzieleni na grupy i dostają sponsora. On jest ich opiekunem. Poza tym są jeszcze tzw. Sonsorzy, którzy udzielają im różnych praktycznych informacji, o campusie, nauce, gdzie co zalatwić itd. Oprócz takiej oficjalnej częsci, koncertów, wycieczek itd studenci przebierają się w co się da i tak chodzą po miescie. Inwencja twórcza fantastyczna. Jedna grupa to faceci przebrani za pszczoly, a dziewczyny za kwiaty (zgodnie z naturą, że pszczólki zapylają kwiatki - nie wiem dlaczego mnie się zawsze pszczólka kojarzyla z dziewczynką, moża dlatego że pracowita), inna grupa to slużba zdrowia, kolejna - talia kart, egipcjanie, cyrkowcy, piraci, arlekiny itd. Chodzą, krzyczą i spiewają. No i piją oczywiscie. Ale to fantastyczny moment za zapoznanie się. Po przemówieniu burmistrza i uroczystej inauguracji roku akademickiego przebierają się i pędzą w miasto. Muszą wykonywać przy tym różne zadania zadane im przez wyższe roczniki, najczęsciej mają też zadanie wspólne - szukanie skarbu. Przy takim robieniu glupot mogą się zapoznać, poznać trochę swoje charaktety, sklonnosć do zabawy, odwagę itd. To kolejny plus dla Norwegii.
Podejrzewam, że w podstawówce czy dalszych szkolach dzieci też się nie denerwują rokiem szkolnym, klasówkami itd, tak jak w Polsce. Prawodopodobnie atmosfera jak w pracy. Zero stresu, dobre samopoczucie jest najważniejsze. Bo i po co komu caly ten stres? Czy to komus pomaga? Przyspiesza prace? Porawia zdolnosć uczenia się? Nie. Za to przeszkadza w tym podwójnie.
Brawo dla Norwegów.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Znowu w domu

Powrót do Norwegii. Nareszcie. Dawno się tak nie napracowalam jak przez ostatnie 2 tygodnie w Polsce.
W Norwegii wszystko toczy się wolniej. Nie wiem co to jest, ale już drugi raz po dluższym pobycie za granicą wracam tu i mam jakąs dolegliwosć. Teraz skurcz mięsni w plecach. Kara Norwegii za to, że ją na tak dlugo opuscilam?
W niedzielę pojechalismy na targ rybny do Bergen zjesć jakies owoce morza. Byly podwójnie pyszne, bo gratis. Obslugiwali nas Wlosi, a oni są tacy zakręceni. Jam mówil mój byly szef - slepy w karty nie gra.
Pogoda byla cudna do wczorajszego wieczora, czyli wrócila do normy. Deszczyk, chmurki, wiaterek.
Podróże ksztalcą. Na lotnisku w Amsterdamie czulam, jakby przedstawiciele calego swiata tam przyjechali. Barwnie, kolorowo, inaczej. I znowu ta ogromna przepasć między Polską a swiatem cywilizowanym. Jakosć obslugi na lotniskach. Cywilizowany swiat = usmiech, uprzejmosć, życzliwosć; Polska to posepne miny, niemile Panie, wyniosli Panowie, wywyższanie się (nie wiem dlaczego). Dużo musimy się jeszcze nauczyć. Bardzo duzo. Chyba napiszę jakis list do ludzi szkolących celników i kontrolę na lotniskach. Czy usmiech cos kosztuje? Ujmuje czegos komus?

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Znowu "wakacje"

Z jednej podróży w drugą. Jutro skoro swit wylot do Polski. Sporo spraw trzeba zalatwić. Niby urlop, a tu ciągle zajęcia. Ja to sobie umiem czas zorganizować jak malo kto. Grunt to się nie nudzić, bo życie przecieka przez palce. Jak mówi mój kolega: czas nie biegnie, tylko zapier....
Nie chcę się obudzić w wieku 50 lat i stwierdzić, że większosć życia przesiedzialam przed komputerem czy telewizorem. Że nie mam nic ciekawego do opowiedzenia moim dzieciom, wnukom. Że tylko praca, dom, jakies zakupy, jedzonko i spanie. Tak mogę żyć jak będę miala 80 lat, ale nie teraz.
Rodzice się wsciekają na swoje dzieci, że caly dzień spędzają przed telewizorem czy komputerem. A ja się pytam jak czas spędzają rodzice? Czy nie w taki wlasni sposób? To jaki dziecko ma przyklad? W Norwegii rodzice są w ruchu, codzienny spacer to normalna częsć dnia, jak obiad, czy mycie. Uprawianie sportu też jest normą, więc i dzieci żyją aktywnie. W Polsce nie. Moi rodzice nie chodzili na spacery, o sporcie mowy nie bylo. Więc potrzebuję ogromnego samozaparcia, żeby zawlec się na bieżnię czy wspiąć na jakąs górkę. Zanim pojawią się jakies dzieci muszę mieć zdrowe nawyki.

niedziela, 1 sierpnia 2010

Zwyczaj ślubny

Od jakiegos czasu obserwowalam w Norwegi pewien dziwny zwyczaj. W soboty na różnych mostach, wiaduktach wiszą biale przescieradla z napisami. Przypomniala mi się podstawówka. Za czasów mojej mlodosci jak chlopak się zakochal w dziewczynie to na lawce, na drzewie albo na jakims murze pisal inicjaly ukochanej + swoje = serduszko czy jakies tam inne glupotki.
Nie wiedzialam co to oznacza w Norwegii. Zimą nie nie obserwowalo się tego wcale, wiosną sporadycznie, a teraz to na jednym moscie wisi ich kilka. I rozszygrowalam o co chodzi.
To poprostu taki "anons" kto bierze slub. Jest tam imię dziewczyny + imię chlopaka, często data slubu, serduszka i inne glupotki. Wiesza się to zazwyczaj w pobliżu miejsca gdzie mlodzi biorą slub, zazwyczaj na barierce jakiegos mostu. Jest to napisane odręcznie, mazakami, może jakąs farbą.
A na sluby kobiety przychodzą w moich ukochanych kapeluszach, koktajlowych sukienkach, nawet panowie zakladaja czasem kapelusze. Wynajmuje się często zabytkowe auta, zwlaszcza dla mlodej pary, auta są przybrane podobnie jak u nas. Czyli oprócz przescieradel i kapeluszy prawie jak w Polsce.

środa, 28 lipca 2010

Przyroda

Norwegowie kochają przyrodę. Kochają i szanują. Dookola jest masa zieleni. I różne polne kwiatki. Kaczki sobie plywają w naszym rozlewisku. Wygląda to jak taka sielska dolina.
W Norwegii można się rozbić z namiotem w każdym parku narodowym, na trawniku u każdego (dobrze, że nie mam trawnika, tylko kamyki), wszędzie gdzie dusza zapragnie. Wolno chodzić po miejskich trawnikach, zrobić piknik w parku, pies może narobić gdzie chce. Ale jest jeden warunek - nie wolno przyrody niszczyć. Nie wolno jej zrywać, dewastować itd. A po pieskach trzeba sprzątać i nikt o to nie ma pretensji.
To co Polaków różni od Norwegów to moim zdaniem wlasnie stosunek do przyrody. Jak nie nasze, nie sadzilismy to trzeba zniszczyć, zadeptać, wyrwać. Kaczki zabić, bo plywają. Nie mówię, że wszyscy tacy jestesmy, ale wielu niestety tak.
Tego wlasnie nie rozumiem. Ja mam taki sam stosunek do tego co moje jak i do tego co cudze. Tak jak nie dewastuję swoich rzeczy - szanuję rzeczy innych. Albo się jest porządnym czlowiekiem, albo nie. Nie można szanować swoich rzeczy, a pójsć do kogos i zniszczyć mu cos od tak, bo nie nasze.
Nie można być za dnia dziewicą, a w nocy k...ą.

wtorek, 27 lipca 2010

Norwegowie specami od PR

Nie wiem dlaczego większosć ludzi, którzy przyjeżdżają do Norwegii mysli, że to kraj idealny, gdzie mieszkają ludzie idealni. Jedzą idealne zdrowe jedzenie, mieszkają w idealnie czystym srodowisku, sterylnych domkach, jeżdżą idealnie czystymi i sprawnymi autami, nie oszukuja, nie klamią, nie jedzą fast-food, bo przecież dbają o zdrowie no i bezpieczeństwo, bezpiecznie jeżdża samochodami, motorami, i jedzenie też produkują zdrowe, bez konserwantów itd.
A tu okazuje się, że tokraj jak każdy inny. Dla mnie to kraj pozorów.
Wpierniczają mrożonki, fast-foody na potęgę, piją piwo na potęgę (dobrze że mają obraniczony limit czasowy kupowania alkoholu, bo alkohol można tu kupić tylko w okreslonych godzinach). Większosć z nich nie jeździ przepisowo, auta różne jak w Polsce, od wypasionych, po gruchoty, w domach raczej balagan, jak się da to wymigują się od podatków, ukrywają majątek za granicą, jedzenie przypomina papki, ma masę soli, konserwantów, tluszczu. Pólki są wypchane chipsami, napojami gazowanymi i slodyczami. Owoce sprowadzają, warzywa też, oczywiscie mają też swoje, ale sezonowe. Jednym slowem kraj jak każdy inny. Z tą różnicą, że ma swietny PR.

sobota, 24 lipca 2010

Manekiny

Zauważylam w sklepie manekiny, które mają figurę kobiet norweskich. Czyli duże uda i biodra. Niesamowite, wygląda to nieapetycznie. Wolę te anorektyczne manekiny, bo wyglądają zgrabnie i ubrania się jakos tak ladnie na nich prezentują.
Generalnie ludzie spędzają dużo czasu w sklepach. Ciągle cos kupują, czyli jak w Polsce, z wyjątkiem tego, że w niedzielę pielgrzymki wiernych nie biegają po supermarketach. Bo zamknięte.
Niby lato, 19 - 20 stopni, ale slońce piecze nieźle. Jak dla mnie wolę to niż ten skwar w Polsce. Nie jest to męczące, ale przyjemne i naprawdę doceniam sloneczko.
Za tydzień znowu do Polski. Wiecznie na walizkach. Mam nadzieję, że fala upalów się skończy do mojego przybycia. Mielismy jechać na upragniony żużel do Danii w następny weekend, ale z pewnych przyczyn niestety nie pojedziemy. A tak chcialam zobaczyć po drodze Stavanger, Kristiansand za dnia. Piekne miasta. Zwlaszcza Stavanger. Niestety, innym razem. Tylko trochę szkoda. Siedzimy tu tyle czasu, a nie mamy kiedy zwiedzać Norwegii. Praca, praca i weekendy w Polsce z okazji różnych okazji.
Mąż zacząl wędkować i już nie musimy kupować ryb w sklepie. Nauczylam się filetować nawet. Zmudna robota, ale jakie potem jedzonko smaczne. Wracamy do korzeni, mężczyzna poluje, kobieta gotuje strawę :)

środa, 21 lipca 2010

Ulewa

Odkąd wrócilismy z Polski tylko deszcze. Ladnie bylo tylko w poniedzialek. Dzis leje i to jak. Na kolejne dni zapowiada się nie lepiej.
Zadziwiające jest jak zapchane są centra handlowe w zwykly roboczy dzień w godzinach pracy. Nie ma gdzie zaparkować auta. No cóż, wszędzie przeceny tych nieciekawych ubrań. Jedną rzecz kupię sobie napewno, kombinezon dresowy. Podoba mi się, choć jest to aseksualne ubranie. Ale napewno wygodne.
W sklepie zoologicznym można kupić jakies dziwne owady i specjalne fotele dla psów. Domowe fotele oczywiscie. Ciekawe kiedy wymyslą fotele samochodowe dla psów. Naprawde niesamowite ile dziwnych rzeczy można tu znaleźć. Nawet specjalne miski dla psów do samochodów. W Polsce nie widzialam.
Norwegowie nawet w taką ulewę chodzą ubrani jak latem, mają tylko deszczówki, choć temperatura ok 16 stopni. Wiedzialam, że limit dni slonecznych wyczerpal się w tym roku.
Ostatnio bylam w urzędzie i widzialam ulotki o depresji, w kilku językach, nawet po polsku. Byly tam opisane objawy i porady gdzie szukać pomocy. Tu to prawdziwy problem, wlasnie przez pogodę. Po wnikliwej lekturze stwierdzam, że czas do lekarza :)

poniedziałek, 19 lipca 2010

Różnica

Jak mnie się podoba to podejscie ludzi w Norwegii do drugiego czlowieka. Na ulicach się usmiechają do obcych osób, szeroko, szczerze, nie sposób nie odpowiedzieć usmiechem. Czlowiek od razu czuje się lepiej. Ekspedientki w sklepie też nie sledzą mnie, patrzą na mnie milo, wesolo. Nie wymuszają na mnie wzrokiem zakupu, nie wbijają mnie w poczucie winy swoim wzrokiem, kiedy niczego nie kupuję i nawet jak nic nie kupię to nie traktują mnie jak powietrze. Jaka to różnica w porównaniu z Polską. W Polsce zanim wejdę do sklepu, to już mnie pytają w czym mogą mi pomóc, albo czy mogą mi cos doradzić. I tak się zastanawiam jak taka kobieta może mi doradzić, skoro nie zna kompletnie mojego gustu. Od razu traktuję ją chlodno, bo bezmyslnosć mnie irytuje. Moglyby mi przynajmniej dać czas na rozejrzenie się co mają.
A co ze zwyklą ochotą na polażenie sobie po sklepach, tak bez celu, z potrzebą samego przeglądania? Czy za każdym razem jak wchodzę do sklepu to muszę cos kupić? Nic mnie tsk nie wkurza jak obojętny ton sprzedacy i obojętne traktowanie klienta, który nic nie kupuje.
I jeszcze to, że w Polsce większosć sprzedawców w Polsce ma minę jakby pracowala za karę. Jak ktos nie lubi tej pracy to niech znajdzie cos, gdzie nie ma kontaktu z ludźmi, tylko np. z maszynami. Poza tym nikomu drogi do szkoly kijem nie zagradzalam.

piątek, 16 lipca 2010

Koszmar po wakacjach

Nazywa się grypa jelitowa. Podobno trwa 2-3 dni. Na to liczylam, ale wczoraj się nie skończyla :( Ciekawe ile "kilka dni" bedzie trwalo u mnie? Mąż kazal mi jesć jogurty, nie mogę na nie patrzeć. Za to wieczorna kanapka z żóltym serem, za którym w zasadzie nie przepadam, smakowala wczoraj jak danie z najlepszej restauracji. Nawet skjokobole mi obrzydly, bo jadlam je przez 2 dni. Cóż, tylko po nich objawy nie są takie dokuczliwe. Po reszcie - masakra!!!
Wakacje boskie, nigdy nie bylam tak opalona. Niby temperatura wyzsza niż w Polsce, ale przyjemniej, wiaterek od morza cudownie chlodzil. Poza wycieczką do Luxoru nie wiedzialabym co to afrykańskie lato.
Powrót do Norwegii z grypą jelitową, no cóż... A u nas wichury, ulewy i slońce. Oddycha się jednak wspaniale, choć od przyjazdu nie bylam na powietrzu.
Uprawiam leżakowanie. Nienawidzilam tego w przedszkolu i teraz też tego nie znoszę. Nie potrafię leżeć w lózku, kiedy jest dzień. Nawet zasnac mi tu bylo ciężko, kiedy nie zachodzilo slońce.
Jutro przyjeżdżają goscie. Jak będa mieli pecha to wakacje uplyną im pod znakiem grypy jelitowej. Chyba, że cudem jutro mi minie jak ręką odjąl.

czwartek, 1 lipca 2010

No milk today

Dzis dzień wielkiego pakowania. Zazwyczaj wyjeżdżamy na dluższe weekendy, a dzis na 2 tygodnie. Pierwszy przystanek - Polska, drugi - Egipt :) 40 stopni! Zastanawiam się jak to wytrzymam? Kapelusz z dużym rondem jest :)
Dzis u nas cieplutko, w końcu lato sobie przypomnialo o Norwegii. Jak czlowiek przyzwyczai się do niższej temperatury, to 23 stopnie to prawdziwy upal. Slońce niesamowite, niebo bezchmurne, lekki wietrzyk. Tylko czasu na opalanie dzis braklo. Pojadę do Egiptu jak prawdziwa Norweżka. Bladziuteńka.
Norwegowie to bardzo rozspiewany naród. Na wszystko maja piosenkę, nawet zachęcającą do picia mleka "No milk today". Robią do tego przezabawne filmy.
Na naszej wsi, no może w naszym miasteczku, jest wielkie centrum handlowe. Wygląda to jak taki kryty rynek, ze sklepikami, salonami pięknosci, marketami różnej masci, kawiarenkami, placem zabaw i gigantycznymi szachami. Na największym skwerze stoi podium, na nim fortepian. Każdy kto ma ochote może zasiąsć za nim i zagrać. I grają. Ostatnio widzialam starszego pana. Pięknie gral. Nikogo to nie dziwi, normalna sprawa. W pobliskiej w kawiarni ludzie piją kawę, jedzą ciastka. Bardzo pozytywne wrażenie. Duży plus za to.

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Opóźnienia

Trochę zaniedbalam blog. I zaniedbam go w najbliższym czasie, bo wakacje tuż, tuż.
Jak tylko robi się trochę cieplej, czyli generalnie mówiąc - kiedy nie pada, Norwegowie rozpalają grile. Ale w sobotę, my także odpalilismy swój. Bylo zabawnie :)
Mój pierwszy grill w Norwegii. I nie bylismy oczywiscie jedyni na osiedlu.
Dieta nie idzie po mojej mysli. Niestety. Dzis mielismy zwlec się rano z lóżka i pobiegać, ale o 5 rano byla taka burza, że w promieniu kilkunastu kilometrów wysiadl prąd. W tunelach ciemno, jakbym jechala w jelicie grubym :) Dziwne porównanie. Burza w górach i do nad wodą to nie przelewki. Jak raz walnęlo, to mialam wrażenie, że nasz dom rozpadnie się jakby byl z kart. Masakra. Nadal jednak lubię burzę.
Cieszę się, że pojadę do krajów, w których zachodzi slońce. Tu póki co nie ma nocy, Slońce zachodzi na chwilę, ale ja wtedy spię.
Chcialabym bardzo, żeby utrzymala się tu taka pogoda, jaka jest tu w tym roku. Bardzo dużo slońca, bardzo malo deszczu. Zeszly rok byl podobny. 2 lata temu jak zaczęlo padać na początku stycznia, to skończylo na koniec marca. Sniegu nie bylo. Może gdyby tak wyglądal mój początek w tym kraju, to nie podobaloby mi się tu tak bardzo.

środa, 23 czerwca 2010

Zaufanie

W Norwegii nabiera się ogromnego zaufania do ludzi, oczywiscie jesli ktos wczesniej go jeszcze nie mial. Tutaj idąc do sklepu zostawiam w samochodzie torebkę z calą zawartoscią i jeszcze nikt mi jej nie ukradl. Zresztą cokolwiek bym nie zostawila w biurze, do którego ma dostęp milion osób, które wlasciwie nie jest zamykane, (podobnie jak caly budynek) i nigdy mi nic nie zniknęlo.
Na naszym osiedlu kolo większosci domów stoją niezabezpieczone rowery i nikt ich nie kradnie. W Bergen kradną, ale narkomani. Podobno ludzie tu też nie zamykają drzwi od domu na noc. Ja póki co drzwi zamykam a rowery trzymam w schowku. Jeszcze taka ufna nie jestem.
Nawet na lotnisku nie sprawdzają czlowieka w piętnastu miejscach jak w Polsce. I nie zakladają od razu, że jestesmy terrorystami, nawet jak zapiszczymy na bramce. Z usmiechem proszą żeby stanąć z boku, i w bardzo grzeczny sposób sprawdzają. W Polsce niestety od razu jest mina taka, że pasażer czuje się jak terrorysta, i nawet jak nie jest winny to spoci się i generalnie mu nieprzyjemnie. Ostatnio mialam milion spinek we wlosach, zapiszczalam i jak zobaczylam minę kobiety, która miala mnie sprawdzać to tak się wlasnie czulam.
Jeszcze cos mi się tu podoba...kosiarki do trawy. Wyglądają jak takie odkurzacze-szczotki. Takie gdzie jest tylko szczotka i rączka. Tyle, że te są ogromne. I "odkurzają" nimi cale ląki, ogromne czasem. A potem zbierają sianko do wielkich bialych worków i co z tym robią dalej... nie wiem.

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Czubaszek mnie kopiuje?

Moja Czubaszek, zamiast napisać w zeszlym tygodniu, jak zawsze w piątek, napisala w czwartek, tak samo jak ja. Wychodzi na to, że kiedys ja się na niej wzorowalam, a teraz ona na mnie? Przynajmniej jesli chodzi o terminy :)
Weekend w Polsce jak zawsze intensywny. Ciągle w samochodzie. Bylismy na Grand prix na żużlu w Toruniu. Niesamowite wrażenia. Zwlaszcza pokaz fajerwerków. Cale 3 godziny siedzialam, żeby zobaczyć 5-minutowy pokaz.
Tu temperatura w normie, czyli ok 15 stopni, ale caly czas sloneczko. Czy to już lato?
Żyję perspektywą wakacji. Tylko ta cholerna dieta cud, która ma przywrócić mojej sylwetce czasy dawnej swietnosci mnie przygnębia. Ale cóż. Codziennie silownia i nie będzie źle. Warto się poswięcić. Już sama nie wiem co mam w siebie wcierać.
Norweżki nie mają takiego stresu. One się kochają takimi jakie są. Czy to nie cudowne. Czasem tam pomarudzą na tuszę, ale wcale nie jedzą mniej, raczej więcej. I w dodatku niezdrowo, slodyczowo. Każdy chcialby być na takiej diecie jak one. Ciekawe gdzie się ukrywają na wakacjach? Dobrze, że tuniki są w modzie, dużo zaslaniają. Może kupię jedną za wczasu... gdybysmy się z dietą roszeszly w przeciwnych kierunkach.

czwartek, 17 czerwca 2010

Platforma

Wiem, że do wyborów w Polsce blisko, ale nie będzie o PO. Do rafinerii przyplynęla platforma wiertnicza. Jest ogromna. Mnie się tak wydaje, ale podobno ta naprawdę ogromna dopiero przyplynie. Nie mogę się doczekać. Niesamowicie wygląda ta konstrukcja na wodzie na tle gór. Cos pięknego.
Kolejny plus dla Norwegii - owoce na stacjach benzynowych. W Polsce możemy kupić jedynie kaloryczne i niezdrowe jedzenie. Ociekające tluszczem ciastka i pączki, rozciapciane kanapki z majonezem, no i oczywiscie hot dogi. W Norwegii też to można kupić no i moje ulubione skjokobole. Ale oprócz tego można też kupić pięknie zapakowane owoce. I to jest to czego mi w Polsce zawsze brakowalo. Nie jestem fanem fast food'ów. A Norwegowie, choć kochają fast food'y, mają jednak owoce na stacjach. Podoba mi się to bardzo.

środa, 16 czerwca 2010

Plus dla Norwegii

Cos mnie zastanowilo ostatnio. Podejscie do czlowieka, petenta.
W Polsce każdy z nas traktowany jest jak potencjalny przestępca. W sklepie patrzą na nas jak na potencjalnego złodzieja, w urzędach - zwlaszcza w skarbówce - jak na naciągacza, policjant podczas kontroli też od razu zaklada, że mamy zle zamiary i napewno cos ukrywamy. To strasznie męczące. Ja się źle z tym czuję. Pewnie inni też.
W Norwegii jest zupelnie inaczej. Tu wszystko odbywa się na podstawie ogromnego zaufania do obywatela. Nawet jesli to państwo policyjne. Każdy urząd pomaga obywatelowi, czy to wypelnić dokumenty (w tym rozliczenie skarbowe), uzyskać jakies extra pieniądze, pokierują czlowiekiem jak dzieckiem. Policja też przede wszystkim pomaga.
Zaufanie nadszarpnęlo się dopiero jak przyjechali tu Ci mniej ucziciwi obywatele naszego kraju, bo tacy też przecież są, i w Polsce i w Norwegii. Np. zasilek rodzinny kiedys byl dawany tylko na podstawie paszportu, kontraktu i wypelnionego dokumentu, tam podawalo się niezbędne informacje, w tym o ilosci dzieci i nikt nigdzie tego nie sprawdzal. Ale jak się okazalo, że 23-letni facet wpisal sobie 5 dzieci (niestety wyimaginowanych, a może myslal, że trzeba tam wpisać ile się chce mieć:) - ciągle mamy problem z komunikacją), to zaczęli wymagać potwierdzeń.
Można powiedzieć, że sami sobie niestety wyrabiamy taką opinię. Niby nie można wszystkich wrzucać do jednego worka, ale niestety zazwyczaj tak się wlasnie upraszcza. I w Polsce niestety też się tak upraszcza, tylko, że z krzywdą dla uczciwych ludzi. Przecież każdy jest niewinny, dopóki nie udowodni mu się winy. Prawo stare jak swiat. Tylko czemu mamy klopot z wdrożeniem go w życie?
To kolejny plus dla Norwegii.

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Ceny porażaja

Przyzwyczailam się do cen w Norwegii. Do porownywania stosunku ceny do moich zarobków. Ale niektóre szokują strasznie mimo wszystko. Kilogram truskawek kosztuje w przeliczeniu na zlotówki okolo 40 PLN, a czeresnie jakies 70 PLN. Masakra co? Ale i truskawki i czeresnie po prostu pychota. Muszę przyznać, że lepsze niż w Polsce, zwlaszcza truskawki.
Niektóre rzeczy są tu po prostu wspaniale!!!
Pogoda calkiem niezla. Nie ma szalu jesli chodzi o temperaturę, jakies 10-15 stopni, ale za to wczoraj i dzis slonko. Ciekawe jaka niespodzianka pogodowa czeka nas jutro. Niedawno zdalam sobie sprawę, że przecież mieszkam w górach, więc pogoda musi być zmienna. Takie są góry. I nie jest mi już zimno. Deszcz mi coraz mniej przeszkadza, może dlatego, że prawie wcale go nie ma ostatnio :) Jest czerwiec, a czerwiec i lipiec to najladniejsze miesiące w Norwegii.
Ciekawostka - 99% wiadomosci w radio, TV zaczyna się od slowa "politiet". Policja to, policja tamto itd. To jak w amerykańskich filmach, w których numer każdego telefonu zaczyna się od "555...". W końcu państwo policyjne.
Drugi temat w mediach ostatnio to strajki. I tu jest tak, że jak związki strajkują, to pracownicy też muszą, jesli należą do związków. Calkiem fajnie...

piątek, 11 czerwca 2010

Za oknem leje, a ja się śmieję

Pogoda od wczoraj zmienila się diametralnie. Zamiast 25 stopni i sloneczka mamy 12 stopni i deszcz. Ale dzis mimo ulewy za oknem i 12 stopni jest bardzo wesoly dzień. Dawno się tak nie usmialam. Gdzie? W pracy oczywiscie. Moze dosypali nam czegos do kawy i po tym mamy takie dobre humory. Aż się poplakalam. Ze smiechu oczywiscie.
Potwierdzilo się, że w Norwegii niestety nie ma ladnych ubrań. Wszystko szare. Zdanie nie tylko moje - wybrednej Polski, ale i samych Norweżek. Powiedzialy mi też, że Polki to same szczuple dziewczyny, a one - Norweżki, mają za dużo tu i ówdzie. Oczywiscie powiedzialy gdzie :) I fakt, mają za dużo. Milo slyszeć, że tak widzą nas - Polki.
Namówilam moje Norweżki na zakupy w Polsce. W tej kwestii mogę im pomóc, ale w kwestii wagi nie dam rady. Czlowiek musi czuć potrzebę zmiany. Siebie nie mogę zmusić do zrzucenia 4 kilogramów (choć czuję taką potrzebę - nazywa się: za nie caly miesiąc wakacje), to jak mam namówić innych?
Na pastwiskach pojawiają się krowy i kozy. Dużo tu tego. Ciekawe co tam jeszcze ukrywają w tych oborach. Koni jest też coraz więcej, a mój mąż uparcie zabrania mi nauki jazdy konnej :(

środa, 9 czerwca 2010

Tęsknota

Krótki urlop w Polsce, a ja tęsknilam za Norwegią. W Polsce inaczej się oddycha, jest duszno, zupelnie inne powietrze. Wysiadlam na lotnisku w Bergen, zaciągnęlam się powietrzem i poczulam ulgę. Fantastyczne powietrze. Takie lekkie, orzeźwiające. Lepiej się tu oddych, lepiej się spi. Pogoda piękna. Weekend ma być za to paskudny i zimny. Nie sądzilam, że tak polubię ten klimat. Zawsze kochalam upal, skwar, a teraz przyzwyczailam się do tej temperatury i w Polsce mi za gorąco.
Wesele w Polsce piękne. Dobra muzyka, jedzenie i tort weselny - co jest rzadkoscią. Dawno się tak dobrze nie bawilam. Większosć par ma zawsze problem kto pije, a kto nie, w związku z tym kto prowadzi, a kto nie. My nie mamy problemu z tym kto prowadzi auto. Podzial mamy sprawiedliwy, funkcjonujący zgodnie od lat. Mąż zawsze prowadzi na imprezę, ja po imprezie, żeby nikt nie byl poszkodowany :)
Uswiadomilam też sobie przy okazji wesela jaka jestem stara. Jako dziecko bylam na weselu rodziców pana mlodego i w dodatku dobrze pamiętam to wesele, a jedną 20-letnią kobietę wozilam w wózku jako już calkiem spora panienka. Czyli jestem już kolejnym pokoleniem na weselu. A jednak ciągle się bardzo mlodo czuję.
Zauważylam też, że wlosy w Polsce strasznie szybko rosną. Na szczęscie tylko na glowie :)

środa, 2 czerwca 2010

Turkusowe morze

Nie trzeba jechać na Lazurowe Wybrzeże, żeby oglądać turkusowe morze. Wystarczy przyjechać do Norwegii. Woda ma tak niesamowity kolor, że można z mostu spasć, jak się czlowiek zapatrzy jadąc. Mnie się to zdarza. Najlepiej widać to z samolotu. Cos pięknego. Niesamowity kolor, zwlaszcza jezior polożonych wysoko w górach. Wyglądają jak sztuczne, namalowane. Mnie się wydaje, że to przez plankton. A może nie. Nie mogę się napatrzeć. Dzis dzień deszczowy dla odmiany. Myslalam, że będzie mi to bardziej przeszkadzlo, ale nie jest najgorzej. Depresji z powodu pogody jeszcze nie mam.
Jutro wieczorem lecimy do Polski na wesele. Nie mogę się doczekać, morze jedzenia i dużo tańca. Fantastycznie. W Norwegii jest teraz nowa moda na wesela. Zamiast organizować je w rodzinnym kraju, co kosztuje fortunę, Norwegowie wynajmują jakis zamek w Czechach, zabierają najbliższą rodzinę i urządzają tam slub i wesele. Z fasonem i tanio jak na ich zarobiki, bo taka impreza kosztuje jakies 40.000 NOK, a to naprawdę niewiele, dwie dobre pensje. No i tam alkoholu można do woli pić, a w Norwegii pewnie jakies ograniczenia są, jak zawsze :)

poniedziałek, 31 maja 2010

Pełnia szczęścia

Wczoraj byl najpiękniejszy dzień odkąd jestem w Norwegii. Slonce jak w Egipcie i prawie zero wiatru. Od 8 rano urzędowalam na tarasie, kawusia, szarlotka... Wczoraj tez pierwszy raz zjedlismy sniadanie na tarasie. Cos pięknego. Dobre jedzonko i piękne widoki. Sloneczko mnie na tyle zachęcilo, że się nawet opalalam. No i dzis wyglądam jak rak. Buzia czerwona, nos jak u alkoholika, dekolt buraczkowy. Skąd moglam wiedzieć, że tak szybko mnie to weźmie? Ale nie żaluję. Opalilam się ladniej niż nad polskim morzem. Górskie sloneczko jest jednak zdradliwe. Lekki wietrzyk, niby nie jest gorąco, a potem ...
I taka cudna pogoda utrzymuje się tu od dluższego czasu, czasem spadnie tylko deszczyk. Ten tydzień też ma być tak cudny. Jestem zachwycona. Co prawda powietrze jest trochę ostrzejsze niż w Polsce, ale mnie to odpowiada. Odkąd tu jestem ani razu się nie przeziębilam. Nawet kataru nie mialam. Ciekawe czy to tylko na mnie tak dziala? Norwegowie często korzystają z tzw. sick. Po prostu jak poczują się gorzej, na tyle, że nie mogą isć do pracy (albo nie chcą, bo dla mnie to takie "kacowe"), dzwonią do szefa i uprzedzają, że nie przyjdą. Takich dni mają do wykorzystania w roku 12. Oprócz normalnego urlopu. I większosć z nich je wykorzystuje. Pracusiami to oni nie są :) Wiedzą za to jak korzystać z czasu wolnego.
ps. upieklam w weekend szarlotkę i zanioslam moim sąsiadom. Wypadalo się odwdzięczyć za ich ciachio. Sąsiadka patrzyla na talerz podejrzliwym wzrokiem, nie wiedziala chyba co to jest. Ciekawe czy wywali do kosza, czy jednak zje?

piątek, 28 maja 2010

Przyroda

Przyroda budzi się tu do życia. W tym roku podobno późno. Może i dobrze. A przyroda tu jakas większa niż w Polsce. Zwlaszcza ta co pelza i lata. Komary dorodne, wielkie, pająki też takie soczyste, muchy końskie. No i slimaki... Biegamy wczoraj nad naszym rozlewiskiem a na drodze co jakis czas leży cos czarnego. Na drugim okrążeniu bylo tego więcej, dostrzeglam czulki. Ufff... to nie pijawki. Slimaki. Wielkie, czarne, dlugie, tlusciutkie i kompletnie bez domkow, znaczy bezdomne. Trzecie kólko to byl bieg z przeszkodami. Tyle ich wylazlo, że trzeba bylo uważać, żeby ich nie rozdeptać. Boję się chwilowo otwierać okno w sypialni, żeby nie wlazly mi do lóżka.
Sąsiad nas wczoraj nawiedzil z córką. Chce się nauczyć robić pierogi. Sąsiad oczywiscie. To jakis zapalony kucharz jest. Ja niestety nie umiem pierogów robić, za to zjesć potrafię każdą ilosć. To będzie dopiero historia, jak nas kiedys zaprosi na pierogi do siebie. Zjem tradycyjne polskie danie, którym poczęstuje mnie w Norwegii mój czarnoskóry sąsiad z San Francisco. Trochę wstyd. Może wezmę u mamy kilka lekcji, bo mama robi najlepsze pierogi na swiecie. Wogóle mama gotuje najlepiej na swiecie. Może nauczę się przed nim. Gorzej, jak to on mnie będzie uczyl, jak takie pierogi zrobić.

środa, 26 maja 2010

Bollywood

Dzis znowu czasem slońce, czasem deszcz. A ja w pólbutach bez palców i gole stopy. Na dworze pewnie nie więcej niż 10 stopni. Zaaklimatyzowalam się tu na dobre :)
Za tydzień znowu lecimy do Polski. Na wesele tym razem. Nie mogę się doczekać. Tańce, jedzenie. Uwielbiam wesela.
Ciekawe jak wyglądają wesela w Norwegii? Oni są w większosci innego wyznania. Niestety nikt mnie jeszcze nie zaprosil na norweskie wesele. Córka sąsiadów orzekla nawet, że nie nadaję się na jej przyjęcie urodzinowe w przedszkolu. Mój mąż też się nie nadaje. Szczerosć dziecka czasem jest bolesna. Slawek się tym specjalnie nie zmartwil, ale ja - bestia towarzyska, trochę tak. Co ja zrobię, że lubię poznawać nowych ludzi.
Mój mąż poszedl na żywiol i pali przed domem, więc jest szansa na poznanie kolejnych sąsiadów. Podejrzewam, że robi to dla mnie. Napewno nie dla siebie, bo on nie jest za bardzo towarzyski. To znaczy tak mówi, w co nie wierzę. Drugi powód może być taki, że nie chce mu się wdrapywać na górę na taras. Wolę mysleć, że jednak robi to dla mnie:)

wtorek, 25 maja 2010

Znowu wtorek

Powrót z cieplej Polski do trochę chlodnej Norwegii. Ale sloneczko tu przynajmniej mamy. Tu jest prawie jak Bollywood - czasem slońce, czasem deszcz :)
Moje zmęczenie sięga dzis zenitu. 2 godziny snu w nocy, może godzina w samolocie i do pracy. Oczy mnie szczypią, jesć mi się chce.
Ale pobyt w Polsce cudowny, bylismy na fajnej komunii, w domu na wsi, pelen luz, kurze kupy na podwórku, w tle zapach obory. Swojsko i sielsko :)

piątek, 21 maja 2010

Sąsiedzi

W Bergen nie mielismy szczęscia do sąsiadów. Grali w jakiejs orkiestrze i urządzali koncerty na żywo w domu do późnej nocy. W weekendy tu podobno kazdemy wszystko się wybacza. Ja im nie wybaczylam.
Dzis mój mąż palil przed domem i zagadnąl go sasiad z przeciwka. Pogadali chwilę i sąsiad zapowiedzial, że idzie do domu i przyniesie ciasto. I przyszedl. ADHD ma jak ja, więc już go lubię, jest w moim wieku, na moje oko - Jamajczyk. Jak to na początku znajomosci opowiadalismy o sobie. On jest z San Francisco, żonę poznal w USA, byla tam na wycieczce z koleżankami. Zaproponowal jej nocleg, bo nie mialy tam gdzie spać. Norweżki są jednak odważne i pelne fantazji. Zakochali się i przeprowadzil się tu. Ona jest Norweżką, uroda norweska. Uczy w szkole. Podobny wiek. Mają slodką córeczkę. Piewrszy raz widzialam z tak bliska beztroskie norweskie dziecko. On już byl u nas, żona przyszla potem z córką. A córka brudna od góry do dolu, w jednej skarpetce, na golej nodze kalosz, a na tej ze skarpetką - adidas. Do domu już wracala na boso, a tu lata jeszcze nie ma, a do siebie musi przejsć przez asfalt i kamienie. Niesamowita dziewczynka i rodzice też, bo nie pouczali bez przerwy dziecka. Mala byla ciekawa wszystkiego, oprowadzalam ją po domu, potem biagala sama po piętrach. Lubię takie odwazne dzieci. Zaproslismy ich na polską kolację.
Dzięki mężowi poznalam sąsiadów. Ale ponieważ on nie przepada za nowymi znajomosciami zacząl pali na tarasie. Jak na tarasie pozna jakiegos sąsiada to już nie wiem gdzie będzie palić. Może w końcu rzuci?
ps. ciasto cytrynowe fantastyczne, chociaż ja generalnie nienawidzę cytrynowego ciasta. Nie jadlam zbyt wielu tak dobrych ciast jak to.

Śpiące ptaki

Codziennie biegamy. Co jest fantastyczne i dla mnie jeszcze niesamowite - wychodzimy biegać ok. 22.30, bo jest widno jak w dzień. I tak sobie wczoraj pomslalam o ptakach. Jesli one spią tylko kiedy jest ciemno, to muszą być ostatnio bardzo niewyspane. Slońce zachodzi na chwilkę i zaraz wstaje, a w czerwcu nie będzie zachodzilo podobno wcale przez jakis czas. Ostatnio na drodze do domu stanela nam dzika kaczka, może byla spiąca? Musiala być spiąca, inaczej nie pchalaby się pod kola i nie chciala zejsć z drogi.
To co jest tu wspaniale, oprócz tysięcy wodospadów, to ciągla wiosna od dluższego czasu. Fantastyczne jak dlugo przyroda budzi się tu do życia. Rozkwita wszystko, zielenią się zbocza, cale ląki są usiane kwiatami, w ogródkach przydomowych kwitnie wszystko co się da. Jest fantastycznie.
Pogoda nieprawdopodobna. Moja koleżaka Norweżka dzis przyszla do pracy w rybaczkach, balerinach, gole stopy. Mówi, że lato. Niech mnie nie straszy, że 16 stopni to lato. Ale fakt, że cieplo niesamowicie. W domu duszno, otwieram wszystko co się da, jak wracamy z pracy.
Dla mnie najważniejsze, że biegamy systematycznie. Nigdy bym nie pomyslala, że będę to lubić.

środa, 19 maja 2010

Pomieszane

Dowiedzialam się dzis od zaprzyjaźnionej Norweżki, że kiedys "russ" wyglądalo trochę gorzej niż obecnie. Wytrzegać trzeba siętych, którzy mają czarne lub zielone stroje. Oni mają najglupsze pomyslu. Potrafią zlapać czlowieka i przywiązać do latarni i zostawić go tam. Porywają ludzi, wywożą kilkanacie kilometrów od domu i zostawiają, albo zdejmują z czlowieka ubranie i też go gdzies wywożą. W większosci jest to zabronione, ale to tylko mlodzież.
17 maja bylo sporo innych narodowosci biorących udzial w pochodzie. M. in Jamajki i jeszcze jakies plemiona, pomalowane w swoje narodowe barwy. Najbardziej chcialo mi się smiać z dzieci z werblami lub drewnianymi karabinami. Dzieci mialy po 5 lat może i nogi im się plątaly jak szly, glowy ze zmęczenia mialy spuszczone ku ziemi. Przekomiczny widok.
Tu nadal slońce jak w Egipcie. Zaczęlam liczyć. rok ma 365 dni, od tego trzeba odjąc 250 deszczowych, to daje 115 dni, okolo 25 jest slonecznych, to znaczy, że nie pada calą dobę, zostaje 90 dni mieszanych. Na moje limit dni slonecznych się wyczerpuje, a to dopiero polowa maja. A jak w tym roku slońce tu przesadzi, to w przyszlym wogóle nie wyjdzie :(
Cieszę się slońcem, kwiatami, kolorami, wodospadami i sniegiem w górach :)

wtorek, 18 maja 2010

17 maja

Największe norweskie swięto za nami. Zazdroszczę im go, bo obchodzą je naprawdę z należytą czcią. Szkoda, że w Polsce Swięto Konstytucji tak nie wygląda. Tu widać ogromne zaangażowanie calego narodu. Większosć mieszkańców Bergen w strojach ludowych. Rzesza ludzi idących w pochodzie. Przedstawiciele miasta, wszystkich slużb, wojsko, szkoly, przedszkola, przedstawiciele gmin, zawodów, protestujący, osrodki kultury, zespoly muzyczne, artysci, cyklisci i możnaby wymieniać w nieskończonosć. Ludzie biorą udzial w pochodzie z dziećmi z wózkach, a nawet z psami, które mają do smyczy przypięte kokardki w barwach Norwegii. Wszystko to przy akompaniamencie orkiestr biorących udzial w pochodzie. Najróżniejsze odczyty, powitania, nawiązania do historii, koncerty. Wszyscy bawią się razem. Jedna z większych atrakcji to slup przy fontannie, na którym zawieszone są przeróżne trofea, trzeba się tylko na niego wspiąć i wziąć jedną z zawieszonych tam toreb. Zabawa dla odważnych, bo slup wysoki. Pogoda raczej nie dopisala. Nie padalo, choć chmury krążyly ogromne i powinno lać, ale temperatura tylko 10-12 stopni. Oczywiscie nikomu to nie przeszkadzalo. Nigdy w życiu nie widzialam tylu ludzi ubranych w stroje ludowe. Większosć chodzi w nich caly dzień, nawet w domu. Oczywiscie przy domach są Norwegowie mają specjalne maszty, na których tego dnia wieszają flagę państwową. W inne swięta też wieszają, ale tego dnia wisi najwięcej flag. Potrafią się bawić, potrafią swiętować. Tego możnaby się od nich uczyć.

piątek, 14 maja 2010

Drugi Egipt

Niebo od kilku dni piękne jak w Egipcie. Dzis nawet wybralam się w pracy na spacerek, w samym swetrze. I w sumie cieplutko, gdyby nie ten wiaterek. Ale widoki rekompensują wszystko. Nie pomyslalam, że przy 15 stopniach będę spacerować w swetrze. Czlowiek do wszystkiego się przyzwyczai, do temperatury też. Napewno nie odzwyczaję się od tych cudnych widoków.
Norwegowie mają bardzo dlugi weekend, bo w poniedzialek jest wielkie swięto. Największe w Norwegii. Swięto Konstutucji. W każdym miescie są pochody, jak w Polsce za czasów komuny na 1 maja. Prawie każdy Norweg jest wtedy ubrany w strój ludowy, dzieci oczywiscie też. Ciekawa jestem jak to wygląda. Gdybym miala strój ludowy polski to moglabym wystąpić jako mniejszosci narodowe. Pojedziemy do Bergen, ale ciekawe czy znajdziemy jakis kawalek miejsca do zaparkowania. Pojadę na 100%. Podobno na 17.05 zawsze jest w Norwegii pogoda. Zobaczymy. Na niedziele zapowiadają deszcze. Zapowiada się dlugi weekend :)

czwartek, 13 maja 2010

Systematyczna nie jestem

Mialam być systematyczna i porażka. Nie jestem z siebie dumna
Dzis w Norwegii swięto Wniebowstąpienia. Norwegów w pracy nie ma, w kosciolach też ich w większosci nie ma (bo rzadko chodzą), za to wyjechali na dlugi weekend. Większosć ma jutro urlop. Jakie to dziwne, że tu nikt z powodu urlopu większosci pracowników nie robi afery. A w Polsce tlumaczenia, że gospodarka padnie, o zakladzie nie wspomnę.
Korki byly wczoraj masakryczne, jeszcze takich tu nie widzialam, a to zasluga nie tylko dlugiego weekendu, ale i pięknej pogody, która teraz jest tutaj. Ostatnio nawet wyczytalam, że Bergen jest najcieplejszym miastem w Norwegii. To milo, ale jest polowa maja a parę dni temu snieg leżal rano i codziennie są przymrozki. Może to dlatego, że to góry. Ale skoro napisali, że jest to jest i ja się tej wersji będę trzymać. Trzeba przyznać, że w ciągu dnia jest cudnie, żadnej chmurki na niebie, sloneczko i nawet cieplo. Tzn. 11 stopni, ale Norwegowie chodzą ubrani jak wielu Polaków latem. Oby do lata.
Nadal nie mogę się przyzwyczaić, że chodzę spać, a na dworze widno. Masakra. Dobrze, że wszędzie są żaluzje.
Góry co dziennie inne, bardziej malownicze każdego dnia, przyroda się budzi, wszędzie pelno kwiatów i to nie tylko polnych. Norwegowie bardzo dbają o otoczenie, pelno żonkili, rododendronów kwotnących na czerwono i wiele innych cudnych, kolorowych roslinek. Drzewa zielenieją, tylko wodospadów mniej, bo nie pada chwilowo. Tylu odcieni zieleni nie widzialam nigdy w życiu. Tego się nie da opisać, ani nawet sfotografowac, to trzeba zobaczyć na wlasne oczy.

poniedziałek, 10 maja 2010

Śnieg

Po pięknym weekendzie dzis rano leżal sobie snieżek. A w drodze do pracy to nawet nieźle sypalo. Którego to dzisiaj mamy...?
Boisko kolo nas cale sniegiem zasypane. Ale jak oni grają w deszczu to na sniegu też mogą.
Tu jest ogromna promocja sportu. Uprawia się go od najmlodszych lat, a wiadomo, że czym skorupka za mlodu nasiąknie, tym na starosć trąci. Szkoda, że w Polsce takiej tradycji nie ma. Ludzie w wieku mojej mamy rzadko uprawiają jakikolwiek sport. Więc ich dzieci, nie mając dobrego przykladu też nie szaleją i nie dają przykladu swoim dzieciom. A warto. Ostatnio na spacerze w górach widzialam kobietę, po 60-tce, która biegala po skalach. Wygladala rewelacyjnie. Zazdroszczę jej kondycji. Ja ciągle walczę ze swoją.
W piątek byly wielkie zawody rowerowe dla dzieci. Dzieci mialy do przejechania okresloną trasę, start i meta przygotowane fantastycznie, obstawa policji. I dzieciaki zachwycone. Bo tu każdy ma rower obowiązkowo. I deszcz, snieg, upal - jeżdżą na rowerach, do pracy, na zajęcia sportowe, na zakupy, czy od tak na wycieczkę. Fantastyczne. Każdy ma do tego strój przeciwdeszczowy. I naprawdę żadna pogoda tu nikomu nie straszna. To znaczy nie wiem jak upał. Dzień coraz dluższy, tak naprawdę ciemno robi się między 23 a 24. Dziwne uczucie. Bo jak jest widno na dworze to mnie się nie chce spać wieczorem. A do pracy wstawać trzeba.

piątek, 7 maja 2010

Wiosna

Przez ostatnie dni wierzę, że wiosna przyjdzie. Cieplo, sloneczko swieci, drzewka robią się zielone, trawka rosnie, owieczek coraz więcej (tych malych też, co mi obrzydzily jagnięcinę). Konie po ulicy lażą, zaprzęgnięte do smiesznych dwukolówek. Maly raj na ziemi. Tak tu sielankowo, spokojnie. Glównie przez te cudowne widoki. Góry każdego dnia wyglądają inaczej. Skąpane w slońcu, w chmurach, w deszczu. Zachwyca mnie to niezmiennie.
Weekend się zaraz zaczyna, aż milo pomysleć. I będzie sloneczny. Bezcenne.
Niektórzy Norwegowie nie są nacjonalistami i nie smakuje im ich rodzinne jedzenie i ich wędliny. Ulżylo mi. Nie jestem takim "francuskim pieskiem" jak myslą niektórzy ;)
Sąsiedzi chcą nas chyba, dzikich ludzi z Polski, ucywilizować. Chodzi o segregowanie odpadów. Przyznaję się bez bicia, nie segregujemy. Mamy 50 pojemników poz zlewem, ale wykorzystujemy jeden. Powód - do smietnika trochę daleko :( Pozostali też nie segregują, napewno nie wszyscy. Widzę ile worków jest w smietniku ogólnym. Ale może czas się przyuczyć i zrobić co dla srodowiska. Poważnie to rozważam. Zwlaszcza jak widzę takie piękne widoki za oknem.

środa, 5 maja 2010

Russ

Od niedawna wszędzie, gdzie się czlowiek nie ruszy widać norweską mlodzież ubraną w zazwyczaj czerwone, wymalowane spodnie. Robią różne dziwne rzeczy, np. siedzą calą grupą na rondzie, chodzą grupami po miescie i gwiżdżą, spiewają itd. Zasięgnęlam języka o co chodzi. Otóż to bardzo dluga tradycja norweskich szkól. Abiturienci (tu mlodzież 18-letnia), pod koniec kwietnia ubiera się w specjalny strój (kombinezony, ogrodniczki lub dresy) w okreslonym kolorze (kolor smbolizuje szkolę, którą będą kończyć: czerwony - liceum ogólnoksztalcące, niebieski - ekonomiczne, czarny - to szkoly budowlane, techniczne a zielony - rolnicze). Tego stroju nie wolno prać, ani zdejmować, a jak ktos to zrobi - obcinają mu nogawkę. Norweska mlodzież ma przy tym ogromny ubaw. Wolno im chodzić po pijaku do szkoly, i dopóki się nie przewracają na lekcjach to ich się nie wywali. Oprócz tego, że muszą chodzić do szkoly, muszą także wykonywać różne zadania, żeby móc być pasowanym na russ w swięto Konstytucji (17.05). Wtedy każdy russ dostaje czapkę, z nadanym mu przez resztę imieniem i w zależnosci od zaslug - sznurek (przywieszany do czapki jak pompon). Kolor i dlugosć sznurka zależy od tego, jak bardzo russ się stara przez 3 tygodnie (od końca kwietnia do 17.05). Za okreslone czynnosci, zadane przez innych i z potwierdzonym przez innych wykonaniem dostaje okresloną nagrodę. A zrobić trzeba różne glupie rzeczy, np. obiec ogromną fontannę w Bergen nago i nie być zlapanym przez policję (rzadko się to udaje), przespać się na schodach dyrektora szkoly lub nauczyciela, który nie odpuszcza w czasie russ w szkole i obudzić go o swicie (podobno nauczyciele się nie gniewają o to, pamiętają czasy jak sami się tak bawili), wypić iles piwa a jakims czasie, nie spać przez 24 godziny, siedzieć pod lawką calą lekcję, zglosić się na policję przyznając się do kradzieży czegos, pocalować policjanta (to możliwe praktycznie tylko w swięto konstytucji) itd. Raz tylko zakazano obchodów russ w 1997 roku, z powodu pijaństwa mlodzieży wlasnie, ale ponieważ ani nauczyciele, ani policja, ani rodzice nie egzekwowali tego, rząd się poddal i już nie mial więcej takich glupich pomyslów. Cechą charakterystyczną i absolutnie niezbędną jest posiadanie jakiegos pojazdu, w którym mlodzież przez te 3 tygodni spi na przyklad, a napewno wszędzie nie jeździ. O dziwo te pojazdy często są dofinansowane nie tylko przez rodziców, ale i firmy (dla reklamy). Można więc teraz zobaczyć cale mnóstwo takich kolorowych pojazdów. Russ uczestniczą w paradzie z okazji Swięta Konstytucji, to dla nich wielkie wydarzenie, bo wtedy jest też pasowanie i widać kto ile zaslug ma. A po paradzie mają zorganizowaną wielką imprezę za miastem. Naipopularniejsza jest oczywiscie kolo Oslo, i kto ma pieniądze jedzie wlasnie tam. Najsmieszniejsze jest to, że russ nie przejmują się nadchodzącą maturą, jesli nie w tym roku, to zdadzą ją w przyszlym. Tradycja russ przede wszystkim.
Mnie w tym podoba się niezwykla tolerancja dla mlodzieży ze strony calego spoleczeństwa. W Polsce - raczej niemożliwe.

poniedziałek, 3 maja 2010

Wzorem Marii Czubaszek


Może wzorem Marii Czubaszek powinnam pisać 3 razy w tygodniu, czyli regularnie, w poniedzialki, srody i piątki. Może powinnam :) Nigdy nie lubilam slowa POWINNAM.
Pogoda jest od kilku dni fantastyczna. Jakis maly deszczyk spadnie czasem, a poza tym slonko i jakies 7-8 stopni. W zeszlym roku o tej porze podobno bylo cieplutko. Na wlasnej skórze przekonalam się, że jak tam leje kilka dni, to naprawdę bardziej docenia się slońce.
Ostatnio uslyszalam, ze 40% norweskich mężczyzn ma więcej niż 2 sutki. Latem to można zaobserwować, teraz wierzę na slowo. To wynik tego, że oni się wiele lat żenili w ramach jednej rodziny, wioski, nie bylo tuneli, dróg, więc gdzie mieli poznać swoją drugą polowę? Teraz też to się niestety dzieje. Ktos pomyslalby, że w XXI wieku to raczej nie możliwe, a jednak. Jak? Norweżki są bardzo wyzwolone, kolo 30-ki budzi się w nich instynkt macierzyński, postanawiają sobie znaleźć "dawcę", ale nie chcą się z nim wiązać. Moja znajoma zna przypadek, kiedy w jednej klatce miszkali chlopak i dziewczyna, którzy mieli tego samego ojca, różne matki, i nie wiedzieli, że są rodzeństwem. I co by się stalo, gdyby ktos ich nie uswiadomil? Mogli się w sobie zakochać i nieszczęscie gotowe. To naprawdę nie jest tu rzadkoscią. Niestety.
Wdrapalam się z bratem na górę kolo domu, widok oszalamiający. W lewym dolnym rogu są takie czarne szeregowce i tam wlasnie mieszkamy.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Pada deszczyk, pada

Ile może padać? Weekend calkiem fajny, a teraz znowu pada. Tu naprawdę można dostać depresji. Ciekawe jak Norwegowie sobie z tym radzą? Może mają w domu lampy solarne czy co takiego? Aura przygnębia.
Oni nie znają innej aury, nie wiedzą, jak to jest mieć 4 pory roku, a nie na zmianę deszcz i slońce (albo brak deszczu - częsciej). Jak to fantastycznie poczuć cieply wiatr na twarzy zamiast smug deszczu. Gdzie mnie tu wywialo. Zazdroszczę mojemu mężowi, że delektuje się polskim sloneczkiem. Może mi go trochę przywiezie.
Dzis dzień lenistwa. Nie poszlam do pracy. Chyba pierwszy raz nie poszlam do pracy bo mi się nie chcialo. To mi sie przez te wszystkie lata jeszcze nie zdarzylo.
Zastanawiam się ciągle z czego to się bierze, taki brak energii do wszystkiego. Ja najlepiej funkcjonuję, jak mam milion zajęć i nie wiem w co wlożyć ręce. A teraz za dużo mam czasu na wszystko. Może potrzebuję jakiej diametralnej zmiany w życiu, nowego wyzwania. Ktos by pomyslal, że Norwegia powinna być takim wyzwaniem, ale mnie potrzeba czegos innego. Ja wiem doskonale czego :)

czwartek, 22 kwietnia 2010

Pozory mylą

Przyjeżdząjąc do Norwegii każdy z nas ma wyobrażenie, że to taki poprawny kraj. Że wszystko tu jest takie zgodne z prawem. Że obywatele nie oszukują, nie kradną. Oczywicie, że oszukują i kradną i nawet przekręcają liczniki samochodów. Kto by pomylal, prawda? I to w dodatku w kraju policyjnym, bo takim Norwegia z calą pewnoscią jest, gdzie na podstawie podania swojego numeru (odpowiednik naszego pesel)slużby państwowe wiedzą o Tobie wszystko, gdzie pracujesz, ile zarabiasz, czy Twoja żona pracuje, czy nie, ile ona zarabia, ile masz dzieci, ile warty jest Twój samochód, ile masz na koncie w banku i boję się pomysleć co jeszcze.
Tylko, że w tym kraju są równi i równiejsi. Niestety. Norwegowie popierają w pierwszej kolejnosci siebie, w drugiej narody skandynawskojęzyczne, a dopiero potem calą resztę. No i kochają Amerykę. Amerykanie mają chyba taki sam status jak Norwegowie. Jesli jakis przepis w pracy, zwlaszcza z bhp (za to najlatwiej wywalić), zlamie Norweg, to mu najczęsciej wybaczą, dadzą pouczenie, powiedzą, że dzięki temu przypadkowi dużo się wszyscy nauczyli itd, ale jak zlamie inna nacja, nie skandynawskojęzyczna, to niestety w najlepszym przypadku pracownik pożegna się z pracą, bez żadnego cackania, a w najgorszym, wyleci też z obiegu agencja pracy, która pracownika dostarczyla. Agencje pracy są tu bardzo popularne.
Poza tym wszystkim Norwegowie są bardzo sympatycznym narodem. I cieszą się jak dzieci, kiedy cudzoziemiec uczy się ich języka. Nawet jak zlapie policja, czy kontroluje celnik i zaczniesz mówić po norwesku, to obchodzą się z Tobą lagodniej. Cóż, co kraj to obyczaj.

środa, 21 kwietnia 2010

Jak w domu

Ja wszędzie czuję się jak w domu pod warunkiem, ze mam kawałek swojego miejsca. Nawet w Norwegii. Tu od razu poczułam się jak u siebie. Podobnie jak we Wrocławiu. Choć w zadnym z tych miejsc się nie urodziłam, nie spędziłam dzieciństwa. Lubię wracać do Wrocławia. A teraz w Norwegii jeszcze bardziej czuję się jak w domu, bo w końcu po kilku miesiącach i 2 litrach wódki mam polską telewizję. Nie znalazłam co prawda godnego uwagi programu publicystycznego, poważnego, gdzie dziennikarz nie narzuca rozmówcom co mają mówić, ale jakie wspaniałe filmy leciały w czasie żałoby narodowej. Chociaż tyle dobrego z tego naciąganego medialnie patosu. Czułe słówka, Stalowe magnolie... znowu ryczałam. Nawet jak setny raz będę oglądać te filmy to i tak zawsze będę płakać.
Wulkan sparaliżował ruch powietrzny, więc mój mąż był zmuszony pojechać autem do Polski na szkolenie. Martwię się. Sam, a tyle kilometrów do zrobienia i czasu mało niestety. Ale mój mąż jest wytrzymały w podróży. Co innego ja, śpię nawet jak prowadzę, jeśli akurat poczuję zmęczenie. Niestety.
Zostałam w Norwegii sama. Pierwszy raz. Co prawda jest tu Krzysiu, ale to nie to samo. Brat to nie mąż.
Mam plany, szerokie plany na te dwa tygodnie. Zdrowe jedzonko, bieganie, jazda na rowerze, bo mam juz rowerek. Prawie się popłakałam ze szczęscia jak go kupiłam. Po 34 latach pierwszy rower. Na szczęście łóżko jest za małe, bo chyba z radości bym z nim spała. Dobrze, że jazdy na rowerze się nie zapomina :)
Pogoda jak zwykle w kratkę. Tylko tu nikomu, oprócz mnie rzecz jasna, nie jest zimno. I wiem dlaczego. Norwegowie od dziecka są prawie non stop na dworze. Dzieci w przedszkolu spędzają większość czasu na dworze niezaleznie od aury za oknem. Każdy rodzic kupuje dziecku obowiązkowo przeciwdeszczowy kombinezon, i jak się dzieci w czasie spaceru ubłocą, ubrudzą to pani przedszkolanka wodą z węża ogrodowego poleje dzieci i po problemie. W szkole jest powtórka z rozrywki, ale bez polewania z weza. Chyba. Na przerwach nie mozna zostać w klasie ani nawet w szkole. Jak mówią norweskie dzici: to jest zabronione. Nie wazne czy leje, czy wieje musisz wyjść na dwór. Teraz juz wiem, dlaczego oni chodzą z krótkim rękawem i w sandałach jak jest 12 stopni :)

czwartek, 15 kwietnia 2010

Owieczki

Nie wiem dlaczego zdziwiło mnie, ze zamiast krów pasą się tu owieczki. A co ma się paść, przeciez to góry! Koni jest tu bardzo duzo.
Do wczoraj było piękne słońce, dziś od rana lało, ale się wypogadza. Przestraszyłam się, ze ta pogoda, która była przez ostatni tydzień, to już lato. Temperatura 10-12 stopni, a ludzie chodzą z krótkim rękawem, w krótkich spodenkach, sandałkach. Nie wszyscy, ale wielu. I zastanowiło mnie, czy to wszystko na co stać Norwegię, oczywiście jeśli idzie o temperaturę. Mam nadzieję, ze nie.
Codzienne bieganie mi słuzy. Czuję się przez to fantastycznie. Mieszkamy w małej miejscowości, a tam jest kilka boisk, hala sportowa, ściezka zdrowia, siłownia. A to mała miejscowość. W dużych miastach w Polsce czasem nie ma takim warunków, a w Norwegii, gdzie chyba każdy uprawia jakiś sport, są takie warunki do uprawiania sportu. Zdziwiło mnie ostatnio, że grają mecz w deszczu, ale z drugiej strony, skoro przez większość roku tu pada, to pogoda jak kazda inna. Pada czy nie pada, starzy i młodzi chodzą na spacery, biegają, jezdza na rowerach, grają mecze. I my też połknęliśmy bakcyla, kupujemy rowery. Weekendy będą pod znakiem wycieczek rowerowych.
Przy okazji rowerów wyszło na jaw, ze w tym temacie jestem sto lat za murzynami. Mnie się wydawało, ze pójdę do sklepu z rowerami, pkazę Panu jaki rowerek chcę, Pan go zapakuje, ja zapłacę i zabiorę rowerek do domku. No to się bardzo pomyliłam, co uświadomił mi mój kochany mąż. Na szczęście on dostał zadanie wybrania odpowiednich rowerów dla nas, a nie ja, Okazuje się, ze hamulce są rózne w rowerach, amortyzatory ustawia się odpowiednio do wagi, w zalezności gdzie będę jeżdzić tez są inne rowery, no i nie mają pedałów, bo pedały kupuje się dopasowane do obuwia, w jakim się będzie jeździć, ramę dopasowuje się do wzrostu i jeszcze parę innych skomplikowanych zalezności. W życiu nie miałam roweru. Zawsze jeździłam na pozyczkowych. Więc w wieku 34 lat kupię sobie pierwszy rower. Mówiłam, sto lat za murzynami.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Słoneczko

Przeprowadziliśmy się w piękne miejsce. Mieszkamy na górze, piękne widoki. A w dodatku ściezka zdrowia, rozlewisko, wrzosowiska, małe wodospady. Jest cudnie. Znowu biegam.
Ciekawe ile jeszcze przeprowadzek mnie w życiu czeka :) Urządzania domu, rozpakowywania kartonów, potem pakowania do kartonów i zabawa od nowa. Może w końcu uda mi się osiąść gdzieś na stałe. Chciałabym. Fajnie poznawać nowe miejsca, ale potrzebuję chyba przystani. Może mam naturę marynarza? Portów juz kilka mam, ale gdzie jest moja przystań?
Mój mąż jest biedny, musi niestety ciągle robić przemeblowania w kazdym nowym domu. Żona ma wizje, a on przenosi szafki. Kochany chłopak. Ja czuję się w kazdym domu jak u siebie, pod warunkiem, ze wniosę tam trochę siebie. Jakieś małe przemeblowanko, albo duże :)
Od piątku świeci słoneczko. Niebo bez żadnej chmurki. Bardzo długo jest widno, bo słońce zachodzi o 9. Jak nie ma chmurek to i tak jest widno długo, długo, a niedługo tylko na chwilę będzie zachodziło słoneczko. Poza tym ścieżka zdrowia jest oświetlona, można biegać w nocy. A swoją drogą, niedługo będę mogła iść na spacr o 1 nad ranem i będzie widno jak w dzień. Jeszcze nie umiem sobie tego wyobrazić. Ciekawość mnie zżera.
Jest coś takiego w tej Norwegii, że przyjmuje się zasady otoczenia. Oni jeżdżą wolniej - ja też (na mojego męża to jednak nie działa:( ), oni biegają - my też, jeżdżą na wycieczki - ja bym chciała, ale na mojego męża niestety to nie działa, popracuję nad tym :) Ja jestem przecież włóczykij. Ciągle w trasie. Czy ja kiedyś osiądę gdzieś na stałe?

środa, 7 kwietnia 2010

Święta, święta ...

... i po świętach.
Do Polski popłynęliśmy promem. Rower jedzie szybciej, ale przynajmniej można dobrze wypocząć. Co mnie zdziwiło? Dyskoteka na promie. Kobiety po 60-tce bawią się z chłopcami 20-letnimi i nikt się z tego nie śmieje. Zwłaszcza koledzy chłopców :) Wspaniała tolerancja. Każdy miał świetny humor, zabawa była na całego. Prawdziwy luz, bez obawy, że ktoś kogoś obserwuje (oprócz mnie:), obgada, będzie oceniał.
W Norwegii jest taki zwyczaj na święta wielkanocne - wszędzie są kryminały. Drukują je na czym się da, nawet na kartonie od mleka. Można nawet wygrać jakieś gadżety, jak się udzieli odpowiedzi na zagadkę kryminalną. W norweskiej TV lecą prawie same kryminały, kilka pod rząd; pełno ich tez w gazetach. Dlaczego? Bo Chrystusa też zamordowano. Ciekawe tłumaczenie. To taka tradycja od przeszło 100 lat. Kiedyś publikowano je w prasie, na opakowaniach a teraz są wszędzie.
W Polsce święta upłynęły pod znakiem obżarstwa. Jak to w Polsce. Spacerów zero, bo nie ma siły od stołu wstać. Jak kiedyś zrobię święta u siebie, to będzie inaczej. Zupełnie inaczej. Wspólne spacery, gry, gotowanie itd. Taka jednocząca atmosfera, żeby ten czas różnił się zupełnie od wspólnego obiadu z rodziną. Żeby było czuć, ze to święta. Szczególny okres. Marzę o takich świętach. Ale cóż, jak się jedzie do rodziny - trzeba się dostosować. I żreć za pięciu, bo jedzeniem tego nazwać nie mozna. A moze starym zwyczajem się zbuntuję :)
Co w Norwegii? Pada oczywiście :) Nie, nie pada, leje.
Ale dziś śpimy w nowym domku i jest się czym cieszyć. Muszę zapamiętać pierwszy sen (dzięki Kama :).

środa, 24 marca 2010

O trawie, suszarkach i płotach

Śnieg topnieje w zastraszającym tempie. Jeszcze tydzień temu wszystko było białe, a teraz w nielicznych tylko miejscach można zobaczyć śnieg. Trawa ma jeszcze żółtawy kolor, ale i tak cieszy swoim widokiem. Wiosna idzie. Choć, jak czytam, w Polsce prawie lato :)
Zaskakujące jak szybko to stopniało. Przez weekend. Ciepło (+6) i deszczyk. I teraz pada na potęgę.
Z mojego biegania nici, bo dresu przeciwdeszczowego nie mam. A leje dzień w dzień. A jak nie leje to mam norweski. Ciągle pod górkę :)
Podoba mi się, że tu nikt się nie odgradza od sąsiada wielkim murem. Nikt tu nie ma płotu, takiego prawdziwego płotu jak w Polsce. Jeśli stawiają jakieś ogrodzenie, to tylko mały, wysokości pół metra płotek z drzewa, kamieni lub krzaczków, i to tylko po to, żeby pokazać, że za nim jest skarpa. Stromo w dół. Płot ma tu tylko zastosowanie w 2 przypadkach - odgrodzenie od jakiegoś niebezpiecznego miejsca, żeby inni zwrócili uwagę i zachowali ostrożność, a także ogrodzenie pastwiska dla owiec czy innych zwierzątek.
Podobno norwegowie nie zamykają domów, nawet jak wychodzą. Takie mają poczucie bezpieczeństwa. Gdyby zauwazyli, ze ktoś zamyka swój dom, to pewnie wpadliby w panikę. Aut podobno też nie zamykaja. Musi w tym coś być, bo przez kilka dni widzieliśmy auto zaparkowane przy ulicy, pierwszego dnia kluczyki leżały obok niego, a już przez następne dni - na dachu. Nikt go nie ukradł. A bryka była niezła. I centrum Bergen.
Ciekawe jest to, że tu standardem w mieszkaniu jest suszarka do prania. Fantastyczne urządzenie. No i oczywiście express do kawy z filtra. Ale tego akurat nie pochwalam. Wystarczy przynieść tylko swoje rzeczy, bo reszta jest, naczynia, sprzęty kuchenne, żelazko, deska, odkurzacz, TV, pościel, ręczniki, kołdry, poduszki i nawet grill - mają takie domowe zestawy balkonowe czy biwakowe.
W piątek płyniemy do Danii, a potem ino myk i już we Wrocku. Fantastycznie. Zobaczę słoneczko, poczuję ciepły wiaterek na policzkach.

niedziela, 21 marca 2010

Czy im nie jest zimno?

Odkąd tu jestem, to myślę, ze Norwegowie nie odczuwają zimna. -15 na dworze, a tu zawsze przy kawiarniach, restauracjach są tzw. "ogródki". I siedzą w nich ludzie, piją piwo, wino, coś czasem szamią. Nie ważne czy pada śnieg, deszcz, czy wieje tak, że chce głowę urwać. Jeśli chodzi o pogodę, no coż, przez pół roku nie ma tu słońca, większość dni leje, a oni jakby tego nie zauważali. Dziś rano biegałam. Kiedy wyszłam z domu okazało się, że jest mżawka. Słowo się rzekło, biegam. Pobiegłam do Bryggen, a tam duzo ludzi na spacerach, z dziećmi, pary, samotni, sporo zwiedzających. Ludzie śpią na łodziach. Co prawda pierwszy dzień wiosny, ale temperatura tu nie jest jeszcze oszałamiająca, w dzień około 5, w nocy oczywiście zimniej.
Musieli pokochać ta pogodę, bo innej nie maja. Ale mogliby wzorem Polaków, narzekać. W końcu mają na co. Cudownie patrzeć na ludzi zadowolonych z życia, nie narzekajacych na wszystkie okoliczności. Mnie się tez to udziela.
A do biegania wracając, dziś rano stała się rzecz niezwykla, zapragnęłam pobiegać. O 8 rano! I zeby mi nie przeszło (bo spotkalo mnie to pierwszy raz w życiu) ubrałam się w dres i w drogę. Mój mąż do tej pory nie może wyjść ze zdziwienia, że mnie się zachciało biegać. Nienawidziłam tego i zarzekalam się, że nie będę tego robić. To chyba wpływ Norwegów. Bardzo duzo ludzi tu biega. Wiek nie ma znaczenia. Norwegowie kochają sport, wycieczki, spacery, rowery, narty, łódki itd. To taka norweska tradycja. Ja nigdy za sportem nie przepadałam, ale jak na nich patrzę, to same mnie nogi niosą. Muszę pielęgnować to uczucie, bo po bieganiu czułam się fantastycznie.

czwartek, 18 marca 2010

Ciągle ta pogoda

Od kilku dni pada i pada. Czasem nawet leje. Rzadko przestaje. Śnieg się zmywa. Jest szaro-buro ale nic to. Norwegów pogoda nie przeraża wcale. Mnie się to wydaje niemożliwe, ale tak właśnie jest. Nawet na puszkach z piwem są napisy, że w Norwegii nie ma złej pogody, można być co najwyżej źle ubranym. To prawda. Zestaw przeciwdeszczowy należy mieć zawsze ze sobą.
Zaczynam obserwować tu przygotowania do Wielkanocy. Dominującą religią w Norwegii jest luteranizm. Ciekawa jestem jak wygląda Wielkanoc w tym obrządku. Napewno kolory naszych Świąt Wielkanocnych się pojawiają. Żółty, bladozielony. Widziałam tez w sklepie pisanki i różne świąteczne odzoby. Słyszałam , że to raczej Święto o wymarze rodzinnym, a nie religijnym. W tym czasie Norwegowie jeżdżą na narty (z kazdej okazji jedzą na narty), opalają się, bo od tego czasu jest więcej słońca. Oczywiście na stoku się opalają, w czasie jazdy. I jedzą dużo pomarańczy, to u nich symbol Wielkanocy. Potraw wielkanocnych tu raczej nie ma, ale pewnie znajdą się jakieś zółto-zielone mrożonki :) Jedyny zwyczaj wielkanocny jaki tu panuje to obdarowywanie się sztucznymi jajkami ze słodyczami w środku. Ciekawa jestem czy jest tu jakaś szczególna atmosfera. Do tej pory nie zauważyłam zadnej wystawy w sklepach z kurczakami, jakami itd. W Polsce jak tylko sylwester minie, zaczynają pojawiać się w marketach te paskudne sztuczne żonkile, króliczki, sztuczne bazie, pisanki itd. Tu gdzieś tam coś leży, ale żadnej wystawy w klimacie świątecznym nie widziałam. Moze obudzą się przed świętami. Oni są bardziej powolni.
Lepiej mają tylko pod jednym względem od nas, że świętować zaczynają od wielkiego czwartku, od tego dnia nie idą do pracy.
Z obserwacji: słońce wschodzi tu o godzinę później, i zachodzi też godzinę później niż w Polsce, więc jest fajniej, bo dłużej można cieszyć się dniem. A niedługo będzie jeszcze lepiej bo słoneczko będzie zachodziło tylko na chwilę w nocy :)

poniedziałek, 15 marca 2010

Co warto zobaczyć w Bergen

Znowu pada śnieg :) Kilka dni do wiosny, a zima nie odpuszcza, chyba zrobię Marzannę.
Bergen jest nazywane stolicą krainy fiordów. Położone jest przepięknie, pomiędzy górami. Śmieję się, ze Bergen leży za siedmioma górami, za siedmioma morzami. Najlepiej widać to połozenie, kiedy się wjedzie kolejką linową FLOIBANEN lub URLIKSBANEN na którąś z gór. Wtedy widać wszystko jak na dłoni a widok jest cudowny. Kolejki do kolejek (:) za biletami oczywiście są ogromne, ale idzie to super sprawnie i opłaca się czekać, żeby zobaczyć coś takiego. Pod warunkiem, że jest ładna pogoda oczywiście. A, że Bergen deszczem stoi, może być różnie. Ale nawet jak ktoś tu przyjedzie i nie będzie przygotowany na deszcz, to są tu automaty z parasolkami. Naprawdę. Bergen wprowadziło je jako pierwsze miasto na świecie. A poza tym latem deszcze są zazwyczaj przelotne, no chyba, że się akurat weźmie i rozpada.
Najlepszy okres na przyjazd to pierwsza połowa czerwca, do pierwszej połowy sierpnia. Wtedy wszystkie atrakcje są otwarte codziennie, w normalnych godzinah. Poza tym okresem bywa różnie, zwłaszcza jeśli chce się zwiedzać muzea. Ja wolę podziwaiać widoki, przyrodę itd, a wtedy każda pora jest dobra. Z Bergen jest cała masa wycieczek do fiordów, można dojechać autokarem - wtedy wybieramy formę zorganizowaną, albo autem, pewnie będzie taniej. Napewno na taką wycieczkę jechać warto. Mnie podoba się jazda tunelami, jak ktoś nigdy nie jeździł to tu będzie musiał, chce czy nie chce. Ale jak się komuś spodoba to warto pojechać najgłębszym tunelem świata, który także jest w Bergen. Nazywa się Eliksundtunnel i schodzi 287 m poniżej poziomu morza.
Można też popłynąć statkiem z portu położonego w centum miasta. Jeśli ktoś ma ograniczone fundusze, to bardziej polecam wjazd kolekją na górę, niż płynięcie statkiem. No chyba, że ma się lęk wysokości. Jak dotrze się do portu to trudno nie zauważyć dwóch rzeczy: Bryggen i portu rybnego. Bryggen to stara zabytkowa dzielnica wpisana na listę światowego dziedzictwa kulturowego i przyrodniczego Unesco - robi ogromne wrażenie, zwłaszcza od frontu. Jak się wejdzie w środek, to można odnieść różne wrażenia rozne. Ale koniecznie trzeba tam wejść i zobaczyć to cudo. Zwłaszcza obejrzeć to z perspektywy drugiego brzegu. Pięknie. Jak ktoś ma szczęscie to może zobaczyć tu zlot żaglowców, łódek. Widok zapiera dech w piersiach. Port rybny, a właściwie targ rybny to miejsce, które ucieszy każdego miłośnika owoców morza i nie tylko. Góry ryb, krabów, krewetek, raków, mięsa z wieloryba i czego tam jeszcze dusza zapragnie. Jak ktoś nie przepada za rybami to można zjeść frytki i hamburgera np. z mięsem z łosia lub renifera. Pychota. Polecam szczególnie mięso wieloryba.
W mieście jest oczywiście wiele atrakcji kulturowych, bo Bergen to podobno także stolica życia kulturowego Norwegii. Cała masa koncertów, muzea, wystawy. Ja wolę przyrodę i widoki. Chociaż koncertem muzyki poważnej w centrum miasta, zakończonym pokazem sztucznych ogni też nie pogardzę.
Norwegowie są dumni ze swojej tradycji co manifertują m. in. przez ubieranie strojów ludowych z różnych okazji, a zwłaszcza z okazji 17.05 - Święto Konstytucji. Paradują wtedy po ulicach w swoich strojach, dzieci, młodzież i staruszki. Każdy Norweg pewnie ma coś takiego w swojej szafie. Póki co widziałam tylko zdjęcia.
Nie wiadomo dlaczego Norwegowie uważają za jedną z największych atrakcji swojego miasta - akwarium. Po pierwsze bilet jest tam okropnie drogi, ale jak człowiek nie wie co będzie w środku, to myśli, że za takie pieniądze musi być warto tam pójść. Nie warto. Akwarium należy omijać szerokim łukiem. Chyba, że ktoś ma ochotę zapłacić 200 NOK za bilet, żeby sobie popatrzeć na stado pingwinów i akrobacje 2 fok. Poza tym jakieś małe rybki, węże i ledwie widoczne krokodyle. Są za gęstymi kratami, w brudnej wodzie, ciemnym pomieszczeniu . Nie mówiąc już o tym, żeby nie wchodzić do środka, a zwłaszcza nie iść na dół, bo tam śmierdzi, może od krokodyli, lepiej zostać na zewnątątrz i popatrzeć na pingwiny i foki, ale nie za tyle kasy. Norwegowie to miejsce polecają szczególnie, właśnie ze względu na pingwiny.
Jest tu naprawdę mnóstwo ciekawych rzeczy, można chodzić, i końca nie widać. Polecam.