piątek, 21 maja 2010

Sąsiedzi

W Bergen nie mielismy szczęscia do sąsiadów. Grali w jakiejs orkiestrze i urządzali koncerty na żywo w domu do późnej nocy. W weekendy tu podobno kazdemy wszystko się wybacza. Ja im nie wybaczylam.
Dzis mój mąż palil przed domem i zagadnąl go sasiad z przeciwka. Pogadali chwilę i sąsiad zapowiedzial, że idzie do domu i przyniesie ciasto. I przyszedl. ADHD ma jak ja, więc już go lubię, jest w moim wieku, na moje oko - Jamajczyk. Jak to na początku znajomosci opowiadalismy o sobie. On jest z San Francisco, żonę poznal w USA, byla tam na wycieczce z koleżankami. Zaproponowal jej nocleg, bo nie mialy tam gdzie spać. Norweżki są jednak odważne i pelne fantazji. Zakochali się i przeprowadzil się tu. Ona jest Norweżką, uroda norweska. Uczy w szkole. Podobny wiek. Mają slodką córeczkę. Piewrszy raz widzialam z tak bliska beztroskie norweskie dziecko. On już byl u nas, żona przyszla potem z córką. A córka brudna od góry do dolu, w jednej skarpetce, na golej nodze kalosz, a na tej ze skarpetką - adidas. Do domu już wracala na boso, a tu lata jeszcze nie ma, a do siebie musi przejsć przez asfalt i kamienie. Niesamowita dziewczynka i rodzice też, bo nie pouczali bez przerwy dziecka. Mala byla ciekawa wszystkiego, oprowadzalam ją po domu, potem biagala sama po piętrach. Lubię takie odwazne dzieci. Zaproslismy ich na polską kolację.
Dzięki mężowi poznalam sąsiadów. Ale ponieważ on nie przepada za nowymi znajomosciami zacząl pali na tarasie. Jak na tarasie pozna jakiegos sąsiada to już nie wiem gdzie będzie palić. Może w końcu rzuci?
ps. ciasto cytrynowe fantastyczne, chociaż ja generalnie nienawidzę cytrynowego ciasta. Nie jadlam zbyt wielu tak dobrych ciast jak to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz