środa, 28 lipca 2010

Przyroda

Norwegowie kochają przyrodę. Kochają i szanują. Dookola jest masa zieleni. I różne polne kwiatki. Kaczki sobie plywają w naszym rozlewisku. Wygląda to jak taka sielska dolina.
W Norwegii można się rozbić z namiotem w każdym parku narodowym, na trawniku u każdego (dobrze, że nie mam trawnika, tylko kamyki), wszędzie gdzie dusza zapragnie. Wolno chodzić po miejskich trawnikach, zrobić piknik w parku, pies może narobić gdzie chce. Ale jest jeden warunek - nie wolno przyrody niszczyć. Nie wolno jej zrywać, dewastować itd. A po pieskach trzeba sprzątać i nikt o to nie ma pretensji.
To co Polaków różni od Norwegów to moim zdaniem wlasnie stosunek do przyrody. Jak nie nasze, nie sadzilismy to trzeba zniszczyć, zadeptać, wyrwać. Kaczki zabić, bo plywają. Nie mówię, że wszyscy tacy jestesmy, ale wielu niestety tak.
Tego wlasnie nie rozumiem. Ja mam taki sam stosunek do tego co moje jak i do tego co cudze. Tak jak nie dewastuję swoich rzeczy - szanuję rzeczy innych. Albo się jest porządnym czlowiekiem, albo nie. Nie można szanować swoich rzeczy, a pójsć do kogos i zniszczyć mu cos od tak, bo nie nasze.
Nie można być za dnia dziewicą, a w nocy k...ą.

wtorek, 27 lipca 2010

Norwegowie specami od PR

Nie wiem dlaczego większosć ludzi, którzy przyjeżdżają do Norwegii mysli, że to kraj idealny, gdzie mieszkają ludzie idealni. Jedzą idealne zdrowe jedzenie, mieszkają w idealnie czystym srodowisku, sterylnych domkach, jeżdżą idealnie czystymi i sprawnymi autami, nie oszukuja, nie klamią, nie jedzą fast-food, bo przecież dbają o zdrowie no i bezpieczeństwo, bezpiecznie jeżdża samochodami, motorami, i jedzenie też produkują zdrowe, bez konserwantów itd.
A tu okazuje się, że tokraj jak każdy inny. Dla mnie to kraj pozorów.
Wpierniczają mrożonki, fast-foody na potęgę, piją piwo na potęgę (dobrze że mają obraniczony limit czasowy kupowania alkoholu, bo alkohol można tu kupić tylko w okreslonych godzinach). Większosć z nich nie jeździ przepisowo, auta różne jak w Polsce, od wypasionych, po gruchoty, w domach raczej balagan, jak się da to wymigują się od podatków, ukrywają majątek za granicą, jedzenie przypomina papki, ma masę soli, konserwantów, tluszczu. Pólki są wypchane chipsami, napojami gazowanymi i slodyczami. Owoce sprowadzają, warzywa też, oczywiscie mają też swoje, ale sezonowe. Jednym slowem kraj jak każdy inny. Z tą różnicą, że ma swietny PR.

sobota, 24 lipca 2010

Manekiny

Zauważylam w sklepie manekiny, które mają figurę kobiet norweskich. Czyli duże uda i biodra. Niesamowite, wygląda to nieapetycznie. Wolę te anorektyczne manekiny, bo wyglądają zgrabnie i ubrania się jakos tak ladnie na nich prezentują.
Generalnie ludzie spędzają dużo czasu w sklepach. Ciągle cos kupują, czyli jak w Polsce, z wyjątkiem tego, że w niedzielę pielgrzymki wiernych nie biegają po supermarketach. Bo zamknięte.
Niby lato, 19 - 20 stopni, ale slońce piecze nieźle. Jak dla mnie wolę to niż ten skwar w Polsce. Nie jest to męczące, ale przyjemne i naprawdę doceniam sloneczko.
Za tydzień znowu do Polski. Wiecznie na walizkach. Mam nadzieję, że fala upalów się skończy do mojego przybycia. Mielismy jechać na upragniony żużel do Danii w następny weekend, ale z pewnych przyczyn niestety nie pojedziemy. A tak chcialam zobaczyć po drodze Stavanger, Kristiansand za dnia. Piekne miasta. Zwlaszcza Stavanger. Niestety, innym razem. Tylko trochę szkoda. Siedzimy tu tyle czasu, a nie mamy kiedy zwiedzać Norwegii. Praca, praca i weekendy w Polsce z okazji różnych okazji.
Mąż zacząl wędkować i już nie musimy kupować ryb w sklepie. Nauczylam się filetować nawet. Zmudna robota, ale jakie potem jedzonko smaczne. Wracamy do korzeni, mężczyzna poluje, kobieta gotuje strawę :)

środa, 21 lipca 2010

Ulewa

Odkąd wrócilismy z Polski tylko deszcze. Ladnie bylo tylko w poniedzialek. Dzis leje i to jak. Na kolejne dni zapowiada się nie lepiej.
Zadziwiające jest jak zapchane są centra handlowe w zwykly roboczy dzień w godzinach pracy. Nie ma gdzie zaparkować auta. No cóż, wszędzie przeceny tych nieciekawych ubrań. Jedną rzecz kupię sobie napewno, kombinezon dresowy. Podoba mi się, choć jest to aseksualne ubranie. Ale napewno wygodne.
W sklepie zoologicznym można kupić jakies dziwne owady i specjalne fotele dla psów. Domowe fotele oczywiscie. Ciekawe kiedy wymyslą fotele samochodowe dla psów. Naprawde niesamowite ile dziwnych rzeczy można tu znaleźć. Nawet specjalne miski dla psów do samochodów. W Polsce nie widzialam.
Norwegowie nawet w taką ulewę chodzą ubrani jak latem, mają tylko deszczówki, choć temperatura ok 16 stopni. Wiedzialam, że limit dni slonecznych wyczerpal się w tym roku.
Ostatnio bylam w urzędzie i widzialam ulotki o depresji, w kilku językach, nawet po polsku. Byly tam opisane objawy i porady gdzie szukać pomocy. Tu to prawdziwy problem, wlasnie przez pogodę. Po wnikliwej lekturze stwierdzam, że czas do lekarza :)

poniedziałek, 19 lipca 2010

Różnica

Jak mnie się podoba to podejscie ludzi w Norwegii do drugiego czlowieka. Na ulicach się usmiechają do obcych osób, szeroko, szczerze, nie sposób nie odpowiedzieć usmiechem. Czlowiek od razu czuje się lepiej. Ekspedientki w sklepie też nie sledzą mnie, patrzą na mnie milo, wesolo. Nie wymuszają na mnie wzrokiem zakupu, nie wbijają mnie w poczucie winy swoim wzrokiem, kiedy niczego nie kupuję i nawet jak nic nie kupię to nie traktują mnie jak powietrze. Jaka to różnica w porównaniu z Polską. W Polsce zanim wejdę do sklepu, to już mnie pytają w czym mogą mi pomóc, albo czy mogą mi cos doradzić. I tak się zastanawiam jak taka kobieta może mi doradzić, skoro nie zna kompletnie mojego gustu. Od razu traktuję ją chlodno, bo bezmyslnosć mnie irytuje. Moglyby mi przynajmniej dać czas na rozejrzenie się co mają.
A co ze zwyklą ochotą na polażenie sobie po sklepach, tak bez celu, z potrzebą samego przeglądania? Czy za każdym razem jak wchodzę do sklepu to muszę cos kupić? Nic mnie tsk nie wkurza jak obojętny ton sprzedacy i obojętne traktowanie klienta, który nic nie kupuje.
I jeszcze to, że w Polsce większosć sprzedawców w Polsce ma minę jakby pracowala za karę. Jak ktos nie lubi tej pracy to niech znajdzie cos, gdzie nie ma kontaktu z ludźmi, tylko np. z maszynami. Poza tym nikomu drogi do szkoly kijem nie zagradzalam.

piątek, 16 lipca 2010

Koszmar po wakacjach

Nazywa się grypa jelitowa. Podobno trwa 2-3 dni. Na to liczylam, ale wczoraj się nie skończyla :( Ciekawe ile "kilka dni" bedzie trwalo u mnie? Mąż kazal mi jesć jogurty, nie mogę na nie patrzeć. Za to wieczorna kanapka z żóltym serem, za którym w zasadzie nie przepadam, smakowala wczoraj jak danie z najlepszej restauracji. Nawet skjokobole mi obrzydly, bo jadlam je przez 2 dni. Cóż, tylko po nich objawy nie są takie dokuczliwe. Po reszcie - masakra!!!
Wakacje boskie, nigdy nie bylam tak opalona. Niby temperatura wyzsza niż w Polsce, ale przyjemniej, wiaterek od morza cudownie chlodzil. Poza wycieczką do Luxoru nie wiedzialabym co to afrykańskie lato.
Powrót do Norwegii z grypą jelitową, no cóż... A u nas wichury, ulewy i slońce. Oddycha się jednak wspaniale, choć od przyjazdu nie bylam na powietrzu.
Uprawiam leżakowanie. Nienawidzilam tego w przedszkolu i teraz też tego nie znoszę. Nie potrafię leżeć w lózku, kiedy jest dzień. Nawet zasnac mi tu bylo ciężko, kiedy nie zachodzilo slońce.
Jutro przyjeżdżają goscie. Jak będa mieli pecha to wakacje uplyną im pod znakiem grypy jelitowej. Chyba, że cudem jutro mi minie jak ręką odjąl.

czwartek, 1 lipca 2010

No milk today

Dzis dzień wielkiego pakowania. Zazwyczaj wyjeżdżamy na dluższe weekendy, a dzis na 2 tygodnie. Pierwszy przystanek - Polska, drugi - Egipt :) 40 stopni! Zastanawiam się jak to wytrzymam? Kapelusz z dużym rondem jest :)
Dzis u nas cieplutko, w końcu lato sobie przypomnialo o Norwegii. Jak czlowiek przyzwyczai się do niższej temperatury, to 23 stopnie to prawdziwy upal. Slońce niesamowite, niebo bezchmurne, lekki wietrzyk. Tylko czasu na opalanie dzis braklo. Pojadę do Egiptu jak prawdziwa Norweżka. Bladziuteńka.
Norwegowie to bardzo rozspiewany naród. Na wszystko maja piosenkę, nawet zachęcającą do picia mleka "No milk today". Robią do tego przezabawne filmy.
Na naszej wsi, no może w naszym miasteczku, jest wielkie centrum handlowe. Wygląda to jak taki kryty rynek, ze sklepikami, salonami pięknosci, marketami różnej masci, kawiarenkami, placem zabaw i gigantycznymi szachami. Na największym skwerze stoi podium, na nim fortepian. Każdy kto ma ochote może zasiąsć za nim i zagrać. I grają. Ostatnio widzialam starszego pana. Pięknie gral. Nikogo to nie dziwi, normalna sprawa. W pobliskiej w kawiarni ludzie piją kawę, jedzą ciastka. Bardzo pozytywne wrażenie. Duży plus za to.