piątek, 28 maja 2010

Przyroda

Przyroda budzi się tu do życia. W tym roku podobno późno. Może i dobrze. A przyroda tu jakas większa niż w Polsce. Zwlaszcza ta co pelza i lata. Komary dorodne, wielkie, pająki też takie soczyste, muchy końskie. No i slimaki... Biegamy wczoraj nad naszym rozlewiskiem a na drodze co jakis czas leży cos czarnego. Na drugim okrążeniu bylo tego więcej, dostrzeglam czulki. Ufff... to nie pijawki. Slimaki. Wielkie, czarne, dlugie, tlusciutkie i kompletnie bez domkow, znaczy bezdomne. Trzecie kólko to byl bieg z przeszkodami. Tyle ich wylazlo, że trzeba bylo uważać, żeby ich nie rozdeptać. Boję się chwilowo otwierać okno w sypialni, żeby nie wlazly mi do lóżka.
Sąsiad nas wczoraj nawiedzil z córką. Chce się nauczyć robić pierogi. Sąsiad oczywiscie. To jakis zapalony kucharz jest. Ja niestety nie umiem pierogów robić, za to zjesć potrafię każdą ilosć. To będzie dopiero historia, jak nas kiedys zaprosi na pierogi do siebie. Zjem tradycyjne polskie danie, którym poczęstuje mnie w Norwegii mój czarnoskóry sąsiad z San Francisco. Trochę wstyd. Może wezmę u mamy kilka lekcji, bo mama robi najlepsze pierogi na swiecie. Wogóle mama gotuje najlepiej na swiecie. Może nauczę się przed nim. Gorzej, jak to on mnie będzie uczyl, jak takie pierogi zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz