poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Pada deszczyk, pada

Ile może padać? Weekend calkiem fajny, a teraz znowu pada. Tu naprawdę można dostać depresji. Ciekawe jak Norwegowie sobie z tym radzą? Może mają w domu lampy solarne czy co takiego? Aura przygnębia.
Oni nie znają innej aury, nie wiedzą, jak to jest mieć 4 pory roku, a nie na zmianę deszcz i slońce (albo brak deszczu - częsciej). Jak to fantastycznie poczuć cieply wiatr na twarzy zamiast smug deszczu. Gdzie mnie tu wywialo. Zazdroszczę mojemu mężowi, że delektuje się polskim sloneczkiem. Może mi go trochę przywiezie.
Dzis dzień lenistwa. Nie poszlam do pracy. Chyba pierwszy raz nie poszlam do pracy bo mi się nie chcialo. To mi sie przez te wszystkie lata jeszcze nie zdarzylo.
Zastanawiam się ciągle z czego to się bierze, taki brak energii do wszystkiego. Ja najlepiej funkcjonuję, jak mam milion zajęć i nie wiem w co wlożyć ręce. A teraz za dużo mam czasu na wszystko. Może potrzebuję jakiej diametralnej zmiany w życiu, nowego wyzwania. Ktos by pomyslal, że Norwegia powinna być takim wyzwaniem, ale mnie potrzeba czegos innego. Ja wiem doskonale czego :)

czwartek, 22 kwietnia 2010

Pozory mylą

Przyjeżdząjąc do Norwegii każdy z nas ma wyobrażenie, że to taki poprawny kraj. Że wszystko tu jest takie zgodne z prawem. Że obywatele nie oszukują, nie kradną. Oczywicie, że oszukują i kradną i nawet przekręcają liczniki samochodów. Kto by pomylal, prawda? I to w dodatku w kraju policyjnym, bo takim Norwegia z calą pewnoscią jest, gdzie na podstawie podania swojego numeru (odpowiednik naszego pesel)slużby państwowe wiedzą o Tobie wszystko, gdzie pracujesz, ile zarabiasz, czy Twoja żona pracuje, czy nie, ile ona zarabia, ile masz dzieci, ile warty jest Twój samochód, ile masz na koncie w banku i boję się pomysleć co jeszcze.
Tylko, że w tym kraju są równi i równiejsi. Niestety. Norwegowie popierają w pierwszej kolejnosci siebie, w drugiej narody skandynawskojęzyczne, a dopiero potem calą resztę. No i kochają Amerykę. Amerykanie mają chyba taki sam status jak Norwegowie. Jesli jakis przepis w pracy, zwlaszcza z bhp (za to najlatwiej wywalić), zlamie Norweg, to mu najczęsciej wybaczą, dadzą pouczenie, powiedzą, że dzięki temu przypadkowi dużo się wszyscy nauczyli itd, ale jak zlamie inna nacja, nie skandynawskojęzyczna, to niestety w najlepszym przypadku pracownik pożegna się z pracą, bez żadnego cackania, a w najgorszym, wyleci też z obiegu agencja pracy, która pracownika dostarczyla. Agencje pracy są tu bardzo popularne.
Poza tym wszystkim Norwegowie są bardzo sympatycznym narodem. I cieszą się jak dzieci, kiedy cudzoziemiec uczy się ich języka. Nawet jak zlapie policja, czy kontroluje celnik i zaczniesz mówić po norwesku, to obchodzą się z Tobą lagodniej. Cóż, co kraj to obyczaj.

środa, 21 kwietnia 2010

Jak w domu

Ja wszędzie czuję się jak w domu pod warunkiem, ze mam kawałek swojego miejsca. Nawet w Norwegii. Tu od razu poczułam się jak u siebie. Podobnie jak we Wrocławiu. Choć w zadnym z tych miejsc się nie urodziłam, nie spędziłam dzieciństwa. Lubię wracać do Wrocławia. A teraz w Norwegii jeszcze bardziej czuję się jak w domu, bo w końcu po kilku miesiącach i 2 litrach wódki mam polską telewizję. Nie znalazłam co prawda godnego uwagi programu publicystycznego, poważnego, gdzie dziennikarz nie narzuca rozmówcom co mają mówić, ale jakie wspaniałe filmy leciały w czasie żałoby narodowej. Chociaż tyle dobrego z tego naciąganego medialnie patosu. Czułe słówka, Stalowe magnolie... znowu ryczałam. Nawet jak setny raz będę oglądać te filmy to i tak zawsze będę płakać.
Wulkan sparaliżował ruch powietrzny, więc mój mąż był zmuszony pojechać autem do Polski na szkolenie. Martwię się. Sam, a tyle kilometrów do zrobienia i czasu mało niestety. Ale mój mąż jest wytrzymały w podróży. Co innego ja, śpię nawet jak prowadzę, jeśli akurat poczuję zmęczenie. Niestety.
Zostałam w Norwegii sama. Pierwszy raz. Co prawda jest tu Krzysiu, ale to nie to samo. Brat to nie mąż.
Mam plany, szerokie plany na te dwa tygodnie. Zdrowe jedzonko, bieganie, jazda na rowerze, bo mam juz rowerek. Prawie się popłakałam ze szczęscia jak go kupiłam. Po 34 latach pierwszy rower. Na szczęście łóżko jest za małe, bo chyba z radości bym z nim spała. Dobrze, że jazdy na rowerze się nie zapomina :)
Pogoda jak zwykle w kratkę. Tylko tu nikomu, oprócz mnie rzecz jasna, nie jest zimno. I wiem dlaczego. Norwegowie od dziecka są prawie non stop na dworze. Dzieci w przedszkolu spędzają większość czasu na dworze niezaleznie od aury za oknem. Każdy rodzic kupuje dziecku obowiązkowo przeciwdeszczowy kombinezon, i jak się dzieci w czasie spaceru ubłocą, ubrudzą to pani przedszkolanka wodą z węża ogrodowego poleje dzieci i po problemie. W szkole jest powtórka z rozrywki, ale bez polewania z weza. Chyba. Na przerwach nie mozna zostać w klasie ani nawet w szkole. Jak mówią norweskie dzici: to jest zabronione. Nie wazne czy leje, czy wieje musisz wyjść na dwór. Teraz juz wiem, dlaczego oni chodzą z krótkim rękawem i w sandałach jak jest 12 stopni :)

czwartek, 15 kwietnia 2010

Owieczki

Nie wiem dlaczego zdziwiło mnie, ze zamiast krów pasą się tu owieczki. A co ma się paść, przeciez to góry! Koni jest tu bardzo duzo.
Do wczoraj było piękne słońce, dziś od rana lało, ale się wypogadza. Przestraszyłam się, ze ta pogoda, która była przez ostatni tydzień, to już lato. Temperatura 10-12 stopni, a ludzie chodzą z krótkim rękawem, w krótkich spodenkach, sandałkach. Nie wszyscy, ale wielu. I zastanowiło mnie, czy to wszystko na co stać Norwegię, oczywiście jeśli idzie o temperaturę. Mam nadzieję, ze nie.
Codzienne bieganie mi słuzy. Czuję się przez to fantastycznie. Mieszkamy w małej miejscowości, a tam jest kilka boisk, hala sportowa, ściezka zdrowia, siłownia. A to mała miejscowość. W dużych miastach w Polsce czasem nie ma takim warunków, a w Norwegii, gdzie chyba każdy uprawia jakiś sport, są takie warunki do uprawiania sportu. Zdziwiło mnie ostatnio, że grają mecz w deszczu, ale z drugiej strony, skoro przez większość roku tu pada, to pogoda jak kazda inna. Pada czy nie pada, starzy i młodzi chodzą na spacery, biegają, jezdza na rowerach, grają mecze. I my też połknęliśmy bakcyla, kupujemy rowery. Weekendy będą pod znakiem wycieczek rowerowych.
Przy okazji rowerów wyszło na jaw, ze w tym temacie jestem sto lat za murzynami. Mnie się wydawało, ze pójdę do sklepu z rowerami, pkazę Panu jaki rowerek chcę, Pan go zapakuje, ja zapłacę i zabiorę rowerek do domku. No to się bardzo pomyliłam, co uświadomił mi mój kochany mąż. Na szczęście on dostał zadanie wybrania odpowiednich rowerów dla nas, a nie ja, Okazuje się, ze hamulce są rózne w rowerach, amortyzatory ustawia się odpowiednio do wagi, w zalezności gdzie będę jeżdzić tez są inne rowery, no i nie mają pedałów, bo pedały kupuje się dopasowane do obuwia, w jakim się będzie jeździć, ramę dopasowuje się do wzrostu i jeszcze parę innych skomplikowanych zalezności. W życiu nie miałam roweru. Zawsze jeździłam na pozyczkowych. Więc w wieku 34 lat kupię sobie pierwszy rower. Mówiłam, sto lat za murzynami.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Słoneczko

Przeprowadziliśmy się w piękne miejsce. Mieszkamy na górze, piękne widoki. A w dodatku ściezka zdrowia, rozlewisko, wrzosowiska, małe wodospady. Jest cudnie. Znowu biegam.
Ciekawe ile jeszcze przeprowadzek mnie w życiu czeka :) Urządzania domu, rozpakowywania kartonów, potem pakowania do kartonów i zabawa od nowa. Może w końcu uda mi się osiąść gdzieś na stałe. Chciałabym. Fajnie poznawać nowe miejsca, ale potrzebuję chyba przystani. Może mam naturę marynarza? Portów juz kilka mam, ale gdzie jest moja przystań?
Mój mąż jest biedny, musi niestety ciągle robić przemeblowania w kazdym nowym domu. Żona ma wizje, a on przenosi szafki. Kochany chłopak. Ja czuję się w kazdym domu jak u siebie, pod warunkiem, ze wniosę tam trochę siebie. Jakieś małe przemeblowanko, albo duże :)
Od piątku świeci słoneczko. Niebo bez żadnej chmurki. Bardzo długo jest widno, bo słońce zachodzi o 9. Jak nie ma chmurek to i tak jest widno długo, długo, a niedługo tylko na chwilę będzie zachodziło słoneczko. Poza tym ścieżka zdrowia jest oświetlona, można biegać w nocy. A swoją drogą, niedługo będę mogła iść na spacr o 1 nad ranem i będzie widno jak w dzień. Jeszcze nie umiem sobie tego wyobrazić. Ciekawość mnie zżera.
Jest coś takiego w tej Norwegii, że przyjmuje się zasady otoczenia. Oni jeżdżą wolniej - ja też (na mojego męża to jednak nie działa:( ), oni biegają - my też, jeżdżą na wycieczki - ja bym chciała, ale na mojego męża niestety to nie działa, popracuję nad tym :) Ja jestem przecież włóczykij. Ciągle w trasie. Czy ja kiedyś osiądę gdzieś na stałe?

środa, 7 kwietnia 2010

Święta, święta ...

... i po świętach.
Do Polski popłynęliśmy promem. Rower jedzie szybciej, ale przynajmniej można dobrze wypocząć. Co mnie zdziwiło? Dyskoteka na promie. Kobiety po 60-tce bawią się z chłopcami 20-letnimi i nikt się z tego nie śmieje. Zwłaszcza koledzy chłopców :) Wspaniała tolerancja. Każdy miał świetny humor, zabawa była na całego. Prawdziwy luz, bez obawy, że ktoś kogoś obserwuje (oprócz mnie:), obgada, będzie oceniał.
W Norwegii jest taki zwyczaj na święta wielkanocne - wszędzie są kryminały. Drukują je na czym się da, nawet na kartonie od mleka. Można nawet wygrać jakieś gadżety, jak się udzieli odpowiedzi na zagadkę kryminalną. W norweskiej TV lecą prawie same kryminały, kilka pod rząd; pełno ich tez w gazetach. Dlaczego? Bo Chrystusa też zamordowano. Ciekawe tłumaczenie. To taka tradycja od przeszło 100 lat. Kiedyś publikowano je w prasie, na opakowaniach a teraz są wszędzie.
W Polsce święta upłynęły pod znakiem obżarstwa. Jak to w Polsce. Spacerów zero, bo nie ma siły od stołu wstać. Jak kiedyś zrobię święta u siebie, to będzie inaczej. Zupełnie inaczej. Wspólne spacery, gry, gotowanie itd. Taka jednocząca atmosfera, żeby ten czas różnił się zupełnie od wspólnego obiadu z rodziną. Żeby było czuć, ze to święta. Szczególny okres. Marzę o takich świętach. Ale cóż, jak się jedzie do rodziny - trzeba się dostosować. I żreć za pięciu, bo jedzeniem tego nazwać nie mozna. A moze starym zwyczajem się zbuntuję :)
Co w Norwegii? Pada oczywiście :) Nie, nie pada, leje.
Ale dziś śpimy w nowym domku i jest się czym cieszyć. Muszę zapamiętać pierwszy sen (dzięki Kama :).