piątek, 19 lutego 2010

Świecące góry

Kiedy przyjechałam do Norwegii w styczniu bylo jeszcze ciemno. Nie cały czas oczywiście :) Na początku stycznia słońce wstaje tu (okolice Bergen) koło 10.00 (teraz jest już lepiej). Kiedy tak sobie jechaliśmy zachwyciły mnie świecące góry. Mieszkam w terenie górzystym, równin tu mało, więc budownictwo idzie w górę. Ale nie tak u nas, że od razu wieżowce. Tu wysoko w górach, na zboczach są całe osiedla, góry do połowy, czasem wyżej, są usiane domkami. A kiedy jest ciemno, każdy zapala u siebie światło i ma się wrażenie, że góry się świecą. Coś pięknego! To trzeba zobaczyć! Ja się w tym widoku zakochałam. Podziwiam go każdego dnia i nie mogę wyjść z zachwytu.
Za dnia góry też mają swój urok, bo pokryte są tysiącami domków, bardzo kolorowych domków. Krajobraz jest dość monotonny, góry, woda, górska roślinność. I chyba właśnie żeby sobie ubarwić tą dosłownie szarą rzeczywistość, Norwegowie malują domki na różne kolory. Są domki żółte, białe, czerwone, bordowe, zielone, niebieskie, granatowe, błękitne, i jakie tam sobie jeszcze kolory można wymyśleć. A do tego drzwi i okna obowiązkowo w innym, najczęściej kontrastującym kolorze. Cudnie to wygląda. Droga do pracy jest cudowna, z pracy też, własnie dlatego, że można podziwiać te piękne widoki. Wygląda to bajkowo.
Budowa dróg też pewnie zaskoczyłaby niejednego Polaka. W pewnym miejscu droga się kończy i trzeba się przesiąść na statek, jechać tunelem w skale, albo pod wodą i to kilku kilka kilometrów. Z początku dziwne uczucie. Norwegowie potrafią zrobić drogę wszędzie. Ale inaczej nie byłaby tu możliwa normalna komunikacja drogowa. Ja do tej pory zawsze myślałam, że most powinien iść w linii prostej, a tu się dowiedziałam, że nie koniecznie. Most może iść po łuku.
Niezwykły kraj. Niezwykli ludzie. Niezwykłe rozwiązania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz