piątek, 12 marca 2010

Docenić słońce

Wczoraj byłam na szkolenih bhp (oni tu mają fioła na tym punkcie, ale nie wiedzą, że oni swoje, życie swoje), i akurat przypadło mi siedzieć przy stole z Norwegiem i naszym sąsiadem - Niemcem. I Norweg wyjaśnił mi dlaczego należy się cieszyć, że pada deszcz. Otóż, po pierwsze, bo deszcz oczyszcza powietrze, a po drugie - bo bardziej się wtedy docenia słońce. Jaka prosta logika i ja nigdy na to nie wpadłam!!! Wczoraj cały dzień lało, a dziś od rana jest bardzo słonecznie i rozumiem jego punkt widzenia. Umiem się tu cieszyć każdą aurą, bo naprawdę jest cudna. Choć Norwegowie narzekają podobno na śnieg, że za długo leży. Może dlatego, że u nich obowiązkowo każdy musi jeździć na nartach, a nie każdy to lubi (ale jak nie lubi to nie ma wyjścia - jeździć musi). Nie byłoby śniegu, nie trzeba by było jeździć. Świetna wymówka. Mnie to jeszcze nie ciągnie, ale rozważam taką możliwość.
A'propos zimy i śniegu to w Stawanger nie było takiej zimy od 1952 roku. I tam często są 4 pory roku jednego dnia. To tez wiem, od Norwega, bo on właśnie tam mieszka.
Tu propaguje się zdrowy tryb życia i między innymi jazda czy chodzenie na nartach jest tego manifestem. Poza tym obowiązkowo trzeba jeść tran - nie jem, ale ja jestem Polką, a my jesteśmy zawsze przeciw, i zupełnie nie ma tu znaczenia przeciw czemu. Obowiązkowe są też spacery. Podobno jeśli Norweg zaprosi Cię na spacer to nie możesz odmówić, bo to bardzo niegrzeczne. Słyszałam tez, ze na spacerze, zwłaszcza po dłuższym czasie, wysoko w górach Norwegowie robią się bardzo otwarci. Nie mam takich doświadczeń, bo jeszcze zaden Norweg nie zaprosił mnie nigdzie, na spacer też nie. Poza tym musiałby być bardzo stary, żebym się zgodziłą pójść. Inaczej mąż by mnie nie puścił. Albo z desperacji poszedłby z nami, a to byłoby wielkie poświęcenie z jego strony, bo on nawet do piekarni jedzie autem, choć na pieszo było by szybciej :)
Wczoraj na kursie norweskiego poznaliśmy różnice w dielekcie. Porównywaliśmy wymowę w Oslo i Bergen. Jak oni się dogadują? Nie wiem.
Występuje tu kilka języków, każdy norweski, no prawie. 2 są najpopularniejsze i uznane za oficjalne: Bokmal ("a" jest z kółeczkiem u góry i czyta się "bukmol) i Nynorsk (w Bergen wymawia się to "nynorsk" ale z takim francuskim "r", ale juz w Oslo powiemy "nynoszk"). Urzędnicy administracji publicznej muszą znać oba języki, w TV muszą być obecne oba języki, pisma oficjalne muszą być takze pisane w obu językach, w literaturze, sztuce, w kościele obecne są oba. Przy czym w pisaniu i mówieniu obowiązuje zasada 75% bokmal i 25% nynorsk - odnosi się to to powstających dokumentów (np. 75% dokumentów państwowych tworzona jest w bokmal, 25% w nynorsk), programów TV (ten sam podział) itd. Ksiązki wydaja w obu językach. Na północy za język urzędowy uznano też język lapoński. Tam to mają namieszane. I stosowanie tych języków, a poza tym setek dialektów jest jak najbardziej uzasadnione historycznie i z całą pewnością nie zmierza to w kierunku ujednolicenia :) żeby to ujednolicić, ale naród się zbuntował. Najgorzej, że w każdym z tych języków i dialektów wyrazy pisze się inaczej, zupełnie inaczej wymawia, a to samo znaczą. Plusem jest to, że znając norweski można dogadać się z Duńczykami i Szwedami. Szwedzi i Duńczycy już nie koniecznie się zrozumieją. Dlaczego? Bokmal ma związki z pisanym językiem duńskim. Są różnice, zwłaszcza w wymowie i niektórych wyrazach, ale dogadują się bez problemu. Nynorsk jest wymową zbliżony do Szwedzkiego. I wszystko jasne :) No prawie, zobaczymy jak mi to wyjdzie w praktyce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz