środa, 21 kwietnia 2010

Jak w domu

Ja wszędzie czuję się jak w domu pod warunkiem, ze mam kawałek swojego miejsca. Nawet w Norwegii. Tu od razu poczułam się jak u siebie. Podobnie jak we Wrocławiu. Choć w zadnym z tych miejsc się nie urodziłam, nie spędziłam dzieciństwa. Lubię wracać do Wrocławia. A teraz w Norwegii jeszcze bardziej czuję się jak w domu, bo w końcu po kilku miesiącach i 2 litrach wódki mam polską telewizję. Nie znalazłam co prawda godnego uwagi programu publicystycznego, poważnego, gdzie dziennikarz nie narzuca rozmówcom co mają mówić, ale jakie wspaniałe filmy leciały w czasie żałoby narodowej. Chociaż tyle dobrego z tego naciąganego medialnie patosu. Czułe słówka, Stalowe magnolie... znowu ryczałam. Nawet jak setny raz będę oglądać te filmy to i tak zawsze będę płakać.
Wulkan sparaliżował ruch powietrzny, więc mój mąż był zmuszony pojechać autem do Polski na szkolenie. Martwię się. Sam, a tyle kilometrów do zrobienia i czasu mało niestety. Ale mój mąż jest wytrzymały w podróży. Co innego ja, śpię nawet jak prowadzę, jeśli akurat poczuję zmęczenie. Niestety.
Zostałam w Norwegii sama. Pierwszy raz. Co prawda jest tu Krzysiu, ale to nie to samo. Brat to nie mąż.
Mam plany, szerokie plany na te dwa tygodnie. Zdrowe jedzonko, bieganie, jazda na rowerze, bo mam juz rowerek. Prawie się popłakałam ze szczęscia jak go kupiłam. Po 34 latach pierwszy rower. Na szczęście łóżko jest za małe, bo chyba z radości bym z nim spała. Dobrze, że jazdy na rowerze się nie zapomina :)
Pogoda jak zwykle w kratkę. Tylko tu nikomu, oprócz mnie rzecz jasna, nie jest zimno. I wiem dlaczego. Norwegowie od dziecka są prawie non stop na dworze. Dzieci w przedszkolu spędzają większość czasu na dworze niezaleznie od aury za oknem. Każdy rodzic kupuje dziecku obowiązkowo przeciwdeszczowy kombinezon, i jak się dzieci w czasie spaceru ubłocą, ubrudzą to pani przedszkolanka wodą z węża ogrodowego poleje dzieci i po problemie. W szkole jest powtórka z rozrywki, ale bez polewania z weza. Chyba. Na przerwach nie mozna zostać w klasie ani nawet w szkole. Jak mówią norweskie dzici: to jest zabronione. Nie wazne czy leje, czy wieje musisz wyjść na dwór. Teraz juz wiem, dlaczego oni chodzą z krótkim rękawem i w sandałach jak jest 12 stopni :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz