wtorek, 31 sierpnia 2010

Norweg w pracy

Obserwuje tubylców w pracy. Ciekawe zjawisko. Po pierwsze zupelnie inna kultura pracy. Milo, sympatycznie. Na stolach wystawione tzw. "pasniki", czyli kosze z owocami, orzeszkami, warzywkami do pochrupania. Zawsze zrobiona kawka w dzbanku, w lodówce soczki, mleczko itd. Biura nowoczesniejsze niż u nas, przynajmniej nowoczesniejsze od tych, w ktorych ja pracowalam. Swiatlo zapala się jak wchodzę do pokoju, po kilku minutach po moim wyjsciu wylącza się. Tzw. jarzeniówka w zaleznosci pod tego jak pociągnę za sznureczek (a ja lubię pociągać na sznureczki :), swieci jasniej, slabiej lub wcale. Krzeslo super-komfortowe. I widok za oknem niesamowity.
Ale i zachowanie tubylców, oprócz tego, że mile i sympatyczne, jest też bardziej... wyzwolone. Oczywiscie chodzą do pracy ubrani jak bezdomni, im więcej kasy tym bardziej kloszardem zalatuje (czyli jestem biedna). A poza tym te ich trepy i gumowe buty, oni chodzą w nich do pracy. A jak się zmęcza, to biegają w samych skarpetkach. Jedza na lunch te swoje okropne pasty i breje ze wszystkiego. No i na kopy jedza jajka, popijając je mlekiem. Jak cielaki.
Nie zmienię zdania na temat ich jedzenia, okropne.

niedziela, 29 sierpnia 2010

Myszki i szczurki

Ktos pomysli, że w takim czystym kraju jak Norwegia nie ma gryzoni. Przecież tu dbają o wszystko, jest prawie sterylnie i tego typu frazesy. Dzis widzialam, jak w centrum miasta, przy smietniku zabawialy się dwa szczury z myszką. Obserwowalam je z samochodu. W smietnikach są dziury od dolu, zapewne zrobione przez gryzonie, a może jakies fabrycznie zrobione, czemus slużą. I myszki i szczurki wskakują sobie do niego, zabierają jedzonko i uciekaj myszko do dziury :)
Niedawno widzialam w gazecie reklamę lapek na szczury i myszy. Ale nie sądzilam, że w bialy dzień zobaczę gryzonie w centrum miasta, niedaleko jest stacja paliw, pizzeria, centrum sportowe, pan sprzedaje warzywa.
W Polsce nie widzialam, albo nie przyglądalam się temu uważnie. Owszem, na wsi, w garażach, szopach, nawet w domu po żniwach są, w miastach pewnie też. Sama jechalam kiedys ze szczurem w windzie. Ale to bylo ze 20 lat temu. Od tamtej pory raczej walczy się ostro z gryzoniami w miescie. Wszędzie stoją klatki na szczury, nawet na zewnątrz marketów. Nie widzialam tego tutaj, ale muszę się przyjrzeć.
Trochę strach otwierać okna...

piątek, 27 sierpnia 2010

Jak utrudnić życie obywatelowi

W czasie ostatniego pobytu w Polsce pod znakiem ciężkiej pracy i biegania po urzędach moglam się znowu przekonać jak trzeba się naganiać po urzędach. Z jednego do drugiego, w jednym to, na drugim końcu miasta cos innego. Urząd skarbowy czynny do 15, ale kasa do 13. To jakas paranoja. Czy nie mogloby być tak, że w jednym urzędzie zalatwiasz wszystko? Żeby zmienić swoje dane, adres, nazwisko, cokolwiek, trzeba pędzić do każdego urzędu z osobna. Komu chce się to robić? Mnie nie.
No i tu znowu Norwegia okazuje się bardziej przyjazna. Idzie się do specjalnego urzędu, zmienia się swoje dane i wszyscy o tym wiedzą. Banki, inne urzędy, pracodawca itd. I to jest cudowne. Żadnego biegania do energetyki, wodociągów, telewizji kablowej, banku, urzędu skarbowego itd. Jeden urząd, tylko jeden urząd. Odpowiednik naszej skarbówki. Caly czas mnie to zadziwia. Jak w jednym kraju można tak zatruwać życie obywatela, dając mu w kosć przy zalatwianiu spraw. Jak można tak urządzić obywatela, który utrzymuje ten urząd, bo placi podatki. Musi się usmiechać do, z reguly, wrednych Pań z urzędów, choć ich pensja to też jego podatki. Polska nas nie szanuje. U nas bycie milym dla drugiego czlowieka jednak ciągle kosztuje.

środa, 25 sierpnia 2010

Znowu o pogodzie...

... bo pogoda nas nie rozpieszcza ostatnimi dniami. Temperatura... 12-14 stopni, deszczyk, wiaterek, a co rusz ulewa i to jaka. Oberwanie chmury. Wspólczuję każdemu kto jest wtedy na dworze. Nawet jak się wydaje, że nie pada, to pada, taki puszek z nieba, trudno to nazwać inaczej.
Na piątek zapowiadają slonko, ale temperatura 15. No cóż. Zimny wychów podobno zdrowszy.
Norwegom oczywiscie to nie przeszkadza. Życie toczy się jakby wcale nie padalo. Zadziwiające. Urządzają maratony, dzieci biegają po dworze, dorosli chodza na spacery, rodzice zabierają swoje niemowlaki na przechadzki, wózki są nakryte ortalionem i w drogę. Rozgrywają mecze, uprawiają sporty, jeżdżą na rowerach. Jakby nie padalo. Podziwiam ich.
Ile trzeba mieć w sobie determinacji, motywacji, żeby nie rezygnować z codziennego trybu z powodu pogody. Może i mnie się odmieni któregos dnia i pójdę biegać jak bedzie deszcz? Cóż, życie jest pelne niespodzianek.
Szkoda, że lato się skończylo :(

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Różne takie

Jesli ktos zamierza robić zakupy w Norwegii, zwlaszcza w jakims markecie, to może go zdziwić, że jesli nie placi kartą, to banknoty podaje kasjerce, ale monety wrzuca do maszyny, która stoi na kasie. I tak samo reszta: kasjerka podaje banknoty, ale monety wyrzuci automat.
Sprzedawcy są tu bardzo mili i pomocni, nie pracują za karę. Ale to wiąże się chyba z jeszcze jedną różnicą między polskimi kasjerami czy sprzątaczkami, a norweskimi. W Polsce to są zawody z niższej pólki, osmieszane, niedoceniane. W Norwegii sprzątaczka czy kasjerka są tak samo ważne jak kierownik sklepu czy prezes sieci marketów. Każdy ma swoją ważną rolę do spelnienia. Rola każdego pracownika jest tak samo ważna. Może dlatego sprzedawcy, kasjerzy czy sprzątaczki są ludźmi milymi, usmiechniętymi, bo szanuje i docenia się ich pracę.
To samo na zdjęciach w gazetach, czy w internecie. Nie ważne czy fotografują ogrodnika czy prezesa, na zdjęciach każdy jest usmiechnięty. W Polsce zazwyczaj mają poważne miny, mające budzić respekt. Okazuje się, że można zarządzać pracownikami będąc na zdjęciach usmiechniętym i mając serdeczny stosunek do pracowników.
No cóż... kolejny plus dla Norwegii.

piątek, 20 sierpnia 2010

Letnie ubrania

Niestety letnia garderoba raczej nie przydaje się w Norwegii. A wlasciwie przydaje się bardzo krótko. Przynajmniej w tym roku. Owszem są ladnie dni, sloneczne, ale nie koniecznie cieple. Napewno nie przydaje się tak często i dlugo jak w Polsce. Szkoda. Ja lubię letnie stroje. Letnie buty. Nie można mieć wszystkiego.
Zastanawiam się nad sensem mycia okien w Norwegii. Znowu. Czy jest sens je myć, zwlaszcza na zewnątrz, skoro prawie codziennie pada? W srodku owszem, ale na zewnątrz? Będę miala mniej pracy. Jakby wiedzieli, że tego nie lubię. Czasami spelniają marzenia :)
Dzień robi się coraz krótszy. Okolo 21.30 zaczyna robić się ciemno. Więc nie muszę jeździć do Polski czy innego kraju, żeby widzieć noc.
W sklepach wyprzedaże. Sprzedają takie kombinezony-dresy. Wygląda to jak spiochy bez stópek zapisane na zasówak z przodu. We wszystkich kolorach i ze wszystkich rodzajów materialow dresowych, oprócz ortalionu (tzn. ortalionowych jeszcze nie widzialam, ale znając Norwegów wszystko jest możliwe). To musi być wygodne. Można w tym wszędzie chodzić, a jak ktos ma fantazję to nawet spać. Ma to nawet kaptur. Dla mnie przebój. Chyba kupię.

czwartek, 19 sierpnia 2010

Lato wraca

Od 2 dni mamy lato. I to jakie. Upaly. W Bergen cala masa turystów. W porcie piękne jachty. I nikt nie nosi kaloszy i kurtek przeciwdeszczowych.
Wczoraj mielismy rocznicę slubu. Spędzilismy fantastyczne popoludnie w Bergen. Pogoda do tego zachęcala.
I dzialo się cos niezwyklego. Zaczęly się dni sponsora - fadderdagene. Studenci pierwszych roczników zostają podzieleni na grupy i dostają sponsora. On jest ich opiekunem. Poza tym są jeszcze tzw. Sonsorzy, którzy udzielają im różnych praktycznych informacji, o campusie, nauce, gdzie co zalatwić itd. Oprócz takiej oficjalnej częsci, koncertów, wycieczek itd studenci przebierają się w co się da i tak chodzą po miescie. Inwencja twórcza fantastyczna. Jedna grupa to faceci przebrani za pszczoly, a dziewczyny za kwiaty (zgodnie z naturą, że pszczólki zapylają kwiatki - nie wiem dlaczego mnie się zawsze pszczólka kojarzyla z dziewczynką, moża dlatego że pracowita), inna grupa to slużba zdrowia, kolejna - talia kart, egipcjanie, cyrkowcy, piraci, arlekiny itd. Chodzą, krzyczą i spiewają. No i piją oczywiscie. Ale to fantastyczny moment za zapoznanie się. Po przemówieniu burmistrza i uroczystej inauguracji roku akademickiego przebierają się i pędzą w miasto. Muszą wykonywać przy tym różne zadania zadane im przez wyższe roczniki, najczęsciej mają też zadanie wspólne - szukanie skarbu. Przy takim robieniu glupot mogą się zapoznać, poznać trochę swoje charaktety, sklonnosć do zabawy, odwagę itd. To kolejny plus dla Norwegii.
Podejrzewam, że w podstawówce czy dalszych szkolach dzieci też się nie denerwują rokiem szkolnym, klasówkami itd, tak jak w Polsce. Prawodopodobnie atmosfera jak w pracy. Zero stresu, dobre samopoczucie jest najważniejsze. Bo i po co komu caly ten stres? Czy to komus pomaga? Przyspiesza prace? Porawia zdolnosć uczenia się? Nie. Za to przeszkadza w tym podwójnie.
Brawo dla Norwegów.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Znowu w domu

Powrót do Norwegii. Nareszcie. Dawno się tak nie napracowalam jak przez ostatnie 2 tygodnie w Polsce.
W Norwegii wszystko toczy się wolniej. Nie wiem co to jest, ale już drugi raz po dluższym pobycie za granicą wracam tu i mam jakąs dolegliwosć. Teraz skurcz mięsni w plecach. Kara Norwegii za to, że ją na tak dlugo opuscilam?
W niedzielę pojechalismy na targ rybny do Bergen zjesć jakies owoce morza. Byly podwójnie pyszne, bo gratis. Obslugiwali nas Wlosi, a oni są tacy zakręceni. Jam mówil mój byly szef - slepy w karty nie gra.
Pogoda byla cudna do wczorajszego wieczora, czyli wrócila do normy. Deszczyk, chmurki, wiaterek.
Podróże ksztalcą. Na lotnisku w Amsterdamie czulam, jakby przedstawiciele calego swiata tam przyjechali. Barwnie, kolorowo, inaczej. I znowu ta ogromna przepasć między Polską a swiatem cywilizowanym. Jakosć obslugi na lotniskach. Cywilizowany swiat = usmiech, uprzejmosć, życzliwosć; Polska to posepne miny, niemile Panie, wyniosli Panowie, wywyższanie się (nie wiem dlaczego). Dużo musimy się jeszcze nauczyć. Bardzo duzo. Chyba napiszę jakis list do ludzi szkolących celników i kontrolę na lotniskach. Czy usmiech cos kosztuje? Ujmuje czegos komus?

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Znowu "wakacje"

Z jednej podróży w drugą. Jutro skoro swit wylot do Polski. Sporo spraw trzeba zalatwić. Niby urlop, a tu ciągle zajęcia. Ja to sobie umiem czas zorganizować jak malo kto. Grunt to się nie nudzić, bo życie przecieka przez palce. Jak mówi mój kolega: czas nie biegnie, tylko zapier....
Nie chcę się obudzić w wieku 50 lat i stwierdzić, że większosć życia przesiedzialam przed komputerem czy telewizorem. Że nie mam nic ciekawego do opowiedzenia moim dzieciom, wnukom. Że tylko praca, dom, jakies zakupy, jedzonko i spanie. Tak mogę żyć jak będę miala 80 lat, ale nie teraz.
Rodzice się wsciekają na swoje dzieci, że caly dzień spędzają przed telewizorem czy komputerem. A ja się pytam jak czas spędzają rodzice? Czy nie w taki wlasni sposób? To jaki dziecko ma przyklad? W Norwegii rodzice są w ruchu, codzienny spacer to normalna częsć dnia, jak obiad, czy mycie. Uprawianie sportu też jest normą, więc i dzieci żyją aktywnie. W Polsce nie. Moi rodzice nie chodzili na spacery, o sporcie mowy nie bylo. Więc potrzebuję ogromnego samozaparcia, żeby zawlec się na bieżnię czy wspiąć na jakąs górkę. Zanim pojawią się jakies dzieci muszę mieć zdrowe nawyki.

niedziela, 1 sierpnia 2010

Zwyczaj ślubny

Od jakiegos czasu obserwowalam w Norwegi pewien dziwny zwyczaj. W soboty na różnych mostach, wiaduktach wiszą biale przescieradla z napisami. Przypomniala mi się podstawówka. Za czasów mojej mlodosci jak chlopak się zakochal w dziewczynie to na lawce, na drzewie albo na jakims murze pisal inicjaly ukochanej + swoje = serduszko czy jakies tam inne glupotki.
Nie wiedzialam co to oznacza w Norwegii. Zimą nie nie obserwowalo się tego wcale, wiosną sporadycznie, a teraz to na jednym moscie wisi ich kilka. I rozszygrowalam o co chodzi.
To poprostu taki "anons" kto bierze slub. Jest tam imię dziewczyny + imię chlopaka, często data slubu, serduszka i inne glupotki. Wiesza się to zazwyczaj w pobliżu miejsca gdzie mlodzi biorą slub, zazwyczaj na barierce jakiegos mostu. Jest to napisane odręcznie, mazakami, może jakąs farbą.
A na sluby kobiety przychodzą w moich ukochanych kapeluszach, koktajlowych sukienkach, nawet panowie zakladaja czasem kapelusze. Wynajmuje się często zabytkowe auta, zwlaszcza dla mlodej pary, auta są przybrane podobnie jak u nas. Czyli oprócz przescieradel i kapeluszy prawie jak w Polsce.